Menu:

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 66

Dzisiaj będzie trochę inaczej. Zacznę rozdział od notki, która jest naprawdę hiper ważna i każdy czytelnik ma obowiązek ją przeczytać, gdyż podam ważne informacje dotyczące dodawania rozdziałów w drugim semestrze szkolnym... To jedziemy! ;)
Jak wiecie wielkimi krokami zbliża się koniec pierwszego semestru. Poprawki, poprawki i jeszcze raz poprawki... To nie dla mnie. Sama się sobie dziwię, że pogodziłam opowiadanie z utrzymaniem dobrej średniej (4.85). Niestety czuję, że przyszły semestr nie pójdzie tak łatwo. To się niestety wiąże z rzadszym dodawaniem rozdziałów. Z racji, że jestem na ostatnim roku w gimnazjum, mam testy w kwietniu i mnóstwo powtórek, na których mi zależy. Dużo czasu poświęcam również ocenom, bo mnie nie zadowalają dwóje, czy tróje (Tak, jestem kujonem i chciałabym ukończyć gimnazjum ze średnią co najmniej 5.0) Reasumując, nie zdziwcie się, jak po feriach (31.01-15.02) rozdziały będą się pojawiały bardzo rzadko lub będą one dziwnie krótkie. W ferie postaram się dużo pisać, ale nie wiem, czy będzie to możliwe, gdyż nauczycielka z polskiego zadała nam na ten okres napisanie 24 "krótkich" form wypowiedzi. Pewnie kilku nauczycieli też coś zada i będę miała pełne ręce roboty.
Mówię Wam to teraz, żeby potem nie było niemiłych komentarzy pod rozdziałami... A i jeszcze jedno. Pod ostatnim postem przez dłuższy okres czasu były 44 komentarze, pomimo że pisaliście kolejne i kolejne... Jeżeli liczba komentarzy się nie zwiększa, a wy je piszecie, oznacza to, że nie ma mnie na bloggerze i nie piszę nowego rozdziału. To jest dla Was taka informacja, czy piszę rozdział, czy nie. Może kilka osób to zauważyło :) Jeszcze jedna rzecz, a mianowicie Be Careful About Who You Trust, czyli mój drugi blog, który póki co stoi pod znakiem zapytania. Mam mało czasu na jedno opowiadanie, a co dopiero na dwa. Na dzień dzisiejszy nie wiem, kiedy będzie nowy rozdział na BCAWYT (jaki długi skrót). Pożyjemy zobaczymy.
Czy coś jeszcze? Chyba nie. Jakby mi się coś przypomniało, napiszę pod spodem.
~Julia

45 komentarzy=nowy rozdział
18+ scene
Blog warty odwiedzenia: r5-story-love.blogspot.com by Nie Normalna Dziewczyna
- Żartujesz, tak? - spytała zaskoczona Rydel. Riker spuścił głowę i zamknął oczy. - Siedemdziesiąt pięć procent? Aż tyle? To jest...
- Straszne. - Riker dokończył za siostrę, która nie mogła przyswoić sobie tej informacji. - Jestem najgorszym narzeczonym jakiego można mieć. Po prostu nie zasłużyłem sobie na to, by mieć dziecko z Magdą. - zacisnął usta - Jestem potworem! - krzyknął i zasłonił twarz dłońmi, po czym zsunął się po ścianie na ziemię. Rydel przysiadła na przeciw niego i oparła ręce na jego kolanach.
- Jak się zaraz nie uspokoisz, przywalę ci. - zagroziła, a Riker uniósł na nią wzrok. - Po drugie, jest aż dwadzieścia pięć procent na to, że Magda nie poroni. 
- Ale siedemdziesiąt pięć, że...
- Ćśśś. - dziewczyna przyłożyła palec do ust brata. - Myśl optymistycznie, Riker. Jeżeli pokarzesz Magdzie, że się poddałeś, ona zrobi to samo i stracicie dziecko. Teraz jest jeszcze mała szansa, że wszystko pójdzie dobrze. - chłopak przyciągnął siostrę w talii i mocno ją przytulił. Miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze, jak małe dziecko. Rydel delikatnie głaskała go po głowie.
- Riker? - rozległ się kobiecy głos. Blondyn uniósł wzrok i zobaczył lekarkę.
- Doktor Fricher? - zerwał się z ziemi, przewracając tym samym Rydel, która upadła na kafelki. - Coś, coś się stało? - dukał.
- Magda chciała, abym ciebie przyprowadziła. - odparła i spojrzała na wstającą blondynkę, a potem znów na Rikera. - Jej stan się polepszył. - wzięła głęboki wdech - i płodu również.
- To znaczy, że...
- Tak. Zwiększa się szansa na pomyślnie rozwijającą się ciążę. - dokończyła, a chłopak oparł się o ścianę. Miał wrażenie, że świat zaczyna wirować mu przed oczami.
- Boże, dziękuję. - szepnął, po czym odepchnął się i stanął przed doktor Fricher. - Gdzie ona jest?
- Proszę ze mną. - odparła kobieta i ruszyła w stronę windy. Riker podążył za nią, a Rydel została przy drzwiach od sali noworodków.
Doktor Fricher prowadziła Rikera na drugie piętro szpitala. Stanęła przed jednymi z dwudziestu drzwi na korytarzu, a Riker przez swoje zamyślenie wpadł na nią. Gdy lekarka otworzyła drzwi, oczom chłopaka ukazały się egipskie ciemności. Kobieta weszła do środka, ciągnąc go za nadgarstek. W środku pomieszczenia znajdowały się jeszcze jedne drzwi. Blask z nich wychodzący oślepił Rikera tak, że aż zabolała go głowa. Gdy odzyskał wzrok, zobaczył Magdę, która znajdowała się na wielkim fotelu w pozycji półleżącej. 
- Cześć, Rikuś. - szepnęła i wyciągnęła ku niemu dłoń. Chłopak chwycił za nią i podszedł bliżej. Doktor Fricher uniosła koszulę dziewczyny i posmarowała jej brzuch żelem, po czym przyłożyła nieznane dla Rikera urządzenie.
- To badanie USG. - rzekła kobieta, widząc spojrzenie dwudziestodwulatka. - A to... - wskazała na monitor, ale zaniemówiła.
- Coś się stało? - Magda gwałtownie się podniosła, by zobaczyć ekran. Riker powstrzymał ją jednym ruchem ręki. Dziewczyna zmierzyła go zmęczonym spojrzeniem i położyła się z powrotem na fotelu.
- To są bliźniaki. - odezwała się w końcu doktor Fricher.
- Co?! - nastolatkowie krzyknęli jednocześnie i oboje skierowali wzrok na monitor. - B-b-bliźniaki? - wydukał zszokowany Riker. Kobieta wskazała na badaniu USG, gdzie one są. Obojgu odebrało mowę.

- Że słucham?! - krzyknęła Stormie, gdy usiadła przy łóżku Magdy. Dziewczynę przywieziono z powrotem na salę, a rodzina zebrała się wokół. Jedynie Riker gdzieś poszedł.
- Bliźniaki? - Ross chwycił się za głowę.
- Gratuluję? - powiedziała zawahanie Emma. Nie wiedziała do końca, czy gratulować swojej przyjaciółce, czy też nie.
- To jakaś katastrofa! - krzyknęła Magda i zakryła się kołdrą. Emma podeszła do niej i ten materiał z niej ściągnęła. Nachyliła się nad nią.
- Jesteś Magdalena Angelika Wolf i zawsze dajesz sobie radę. Tym razem też ci się uda. Wierzę w ciebie, do jasnej ciasnej! - wykrzyczała, a dziewczyna mocno ją przytuliła. Reszta rodziny dziwnie się na nie patrzyła, dlatego że Emma krzyczała po polsku.
- Już jestem. - Na sali pojawił się Riker i usiadł na krawędzi łóżka. - To będą bliźniaki. - uśmiechnął się do dziewczyny i chwycił ją za dłoń, którą delikatnie głaskał.
- Jesteśmy na to gotowi, Riker? - Magda spojrzała na niego, a potem na Stormie i Marka, którzy nie ukrywali swojego zdziwienia.
- Nie wiem, czy gotowi, ale damy radę. - posłał jej troskliwe spojrzenie i pocałował ją w czoło. Nagle do pomieszczenia weszła cała, pozostała rodzina i rozproszyli się po sali.
- Tato, a co wy tutaj robicie? - Mark wstał z krzesła, by jego ojciec mógł usiąść.
- Zbliża się osiemnasta, a jak wiesz my co roku o tej porze organizujemy konkurs na śpiewanie kolęd. Nie chcieliśmy, aby Magda siedziała tutaj sama, gdy my mielibyśmy się bawić w domu. Postanowiliśmy, że wszyscy przyjedziemy. - uśmiechnął się do ciężarnej nastolatki i siedzącego koło niej Rikera.
Po niecałych pięciu minutach na sali rozbrzmiała z przenośnego radia wspaniała melodia kolęd. Wszyscy śpiewali. Nawet niektóre pielęgniarki przyłączyły się do świątecznej tradycji rodziny Lynch. Ross, Rocky i Riker dołączyli się i podgrywali na gitarach, które przywiozło ze sobą młodsze kuzynostwo. Dzięki temu rodzinnej atmosferze, uśmiechom i podnoszącym na duchu spojrzeniom Magda rozluźniła się i uspokoiła. Czuła, że rodzina Rikera nie zostawi ją samą z dwójką dzieci, których przyjście na świat zaplanowano na początek sierpnia. Zawiodła się niestety na swoich rodzicach, którzy nie kontaktowali się z nią od dnia, w którym Riker się jej oświadczył. Była nimi rozczarowana. Adam i Marek zadzwonili do niej kilka dni wcześniej, ale złożyli jej życzenia i to wszystko. 
Spojrzała na Rikera, który z wielkim uśmiechem na twarzy grał na gitarze i spoglądał na swoich młodszych braci. Uświadomiła sobie, że wiele dziewczyn chciałoby być teraz na jej miejscu, bo jest związana z tak utalentowanym i przystojnym chłopakiem, jak Riker. Przypomniało jej się, gdy wraz z Emmą w gimnazjum fantazjowały o swoich przyszłych mężach. Wbrew pozorom, ona sama wyobrażała, że zwiąże się z brunetem, a nie z blondynem, z geniuszem nauk ścisłych, a nie rockmanem. 
Riker poczuł na sobie wzrok Magdy i odwrócił się do niej. Posłała mu szeroki uśmiech i poprawiła mu grzywkę, która niesfornie opadała mu na ciemne oczy.
- To my będziemy się zbierać. - Ross wstał z krzesła i podał kurtkę Emmie, która walczyła sama ze sobą, by nie zasnąć. Siedzieli w tym szpitalu od dobrych dziesięciu godzin.
- Posiedźmy jeszcze chwilę. - prosiła blond włosa i potarła powieki. Ziewnęła.
- Jak tutaj posiedzimy, zaśniesz. - spojrzał na nią i sam zaczął się ubierać. Dziewczyna zerknęła na niego zdziwiona.
- A co ty się tak o mnie troszczysz, hmm? 
- A nie mogę? - zaśmiał się - Jesteś moją dziewczyną i opiekowanie się tobą jest moim obowiązkiem. - podał jej szalik i czapkę.
- Urocze! - krzyknęła podekscytowana Rydel i zatrzepotała swoimi długimi rzęsami. - Wiesz, nigdy nie sądziłam - podeszła bliżej pary - że mój Rossy będzie się tak troszczył o swoją dziewczynę. 
- Słucham? - chłopak uniósł brwi - Wątpiłaś we mnie?
- Nie. - uśmiechnęła się. - Po prostu jestem mile zaskoczona twoją postawą.
- Jak tak, to spoko! - zaśmiał się Ross i zapiął zamek od zimowej kurtki. - Żegnam państwa - zwrócił się do rodziny. - Dobranoc.
- Dobranoc! - odkrzyknęli wszyscy jednocześnie, a blondyn i Emma opuścili pomieszczenie, kierując się w milczeniu do wyjścia ze szpitala.
- Jesteś bardzo zmęczona? - spytał chłopak, przekraczając próg samo otwierających się drzwi.
- Tak. - ziewnęła nastolatka - A co? Planowałeś coś? - spojrzała na niego uśmiechnięta.
- Yyy... Nie! - krzyknął po chwili zastanowienia. - Oczywiście, że nie.
- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę. - zaśmiała się dziewczyna i skierowała w stronę czarnego LandRowera. Na przeciwko szpitalu Emma dojrzała parking taxi przepełniony samochodami. - Taxi nie jeździ w Denver? - spytała i chwyciła za klamkę pojazdu.
- Jeździ, ale nie w święta. - Ross wzruszył ramionami - Gdyby jeździło dzisiaj, to Rocky nie brałby LandRowera, by pojechać do Alex. - odpowiedział tak beznamiętnie, że Emmę przeszły dreszcze. Nic nie powiedziała, tylko wsiadła do środka i zapięła pasy. Ross odpalił auto i ruszyli. Nie odzywali się do siebie. Ciszę zagłuszało radio, które grało świąteczne kawałki muzyczne. Emma wlepiała przez całą drogę wzrok w zaśnieżony widok za oknem oraz spacerujących ludzi.
- Em, wszystko dobrze? - Dziewczyna poczuła na swoim kolanie ciepłą dłoń Rossa. Nie spojrzał się na nią. Wzrok miał wlepiony w drogę przed pojazdem.
- Tak. - westchnęła i oparła głowę o szybie. Powieki zaczęły robić się coraz cięższe, a spokojna melodia płynąca z radia, tylko przyspieszała odpływanie do Krainy Morfeusza.

- Auć!... Szlak! 
Emma otworzyła oczy i pisnęła z zaskoczenia. Była na rękach u Rossa. Właśnie przekraczał próg ich sypialni, gdy uderzył nogą o framugę i wydał z siebie głośny jęk.
- Kurde, schrzaniłem. - zaśmiał się i wszedł głębiej do pokoju. - Miało być tak romantycznie. 
- Nadal jest. - posłała mu szeroki uśmiech. Jego wzrok wędrował między jej niebiesko-zielonymi oczami, a malinowymi, pełnymi ustami. 
- Mogę cię pocałować? - spytał, skupiając całą swoją uwagę na analizowaniu jej twarzy.
- Dlaczego w ogóle o to pytasz? - Emma położyła mu rękę na karku i przyciągnęła go do siebie tak, że ich wargi się połączyły.
- Bardzo cię kocham. - Ross wyszeptał, gdy oderwali się od siebie. Dziewczyna zeskoczyła mu z rąk i stanęła przed nim, opierając ręce na jego ramionach. Jego dłonie powędrowały na jej talię. - Pragnę cię - wysyczał - Cholernie cię pragnę, mała. - Blondynka zadziornie się uśmiechnęła.
- Bierz mnie. - zacisnęła usta, a Ross gwałtownie popchnął ją na łóżko. Nachylił się nad nią i składał pocałunki na jej ustach, szyi. Zsunął jej ramiączka od sukienki i zaczął muskać jej obojczyk. Emma podniosła się lekko,a Ross palcami wyszukał zamek od jej sukienki, który po chwili rozpiął. Materiał wylądował na krześle przy oknie. Zlustrował jej ciało od głowy do stóp i przygryzł wargę. 
- Mała, dzisiaj ty decydujesz, jak to rozegramy. - posłał jej pewny uśmieszek. Dziewczyna wpiła się w jego usta i przewróciła go na plecy. Sama usiadła na jego kroczu, które było mocno wypukłe i twarde. 
- Piłeś coś, że jesteś tak pewny siebie? - zaśmiała się i pocałowała go w policzek. Zaśmiał się.
- Jestem trzeźwy i...
- Napalony? - Chłopak przewrócił oczami - Nawet nie zaprzeczaj. Widzę i czuję, że chcesz więcej.
- Masz mnie! - krzyknął i objął ją w biodrach. - Skoro tak to... Błagam, przejdźmy już do rzeczy.
- A brałeś może pod uwagę fakt, że ja tego nie chcę? - uśmiechnęła się delikatnie. Chłopak zaśmiał się.
- Proszę cię. Gdybyś tego nie chciała, nie dałabyś się rozebrać do bielizny. - Założył jej kosmyk włosów za ucho. - Jesteśmy razem już tak długo. Wiem o tobie wszystko. 
- Znamy się niecałe pół roku. Na pewno jest coś, co o mnie nie wiesz. - Wytknęła mu język, a on wsunął dwa palce za gumkę od jej dolnej bielizny, po czym mocno strzelił. Dziewczyna jęknęła.
- Zdejmiesz je sama, czy ja mam to zrobić? - spytał, dotykając delikatnie materiału jej majtek i zerkając na nią. 
- Ja to zrobię. - uśmiechnęła się i wstała z łóżka. Podeszła kobiecym krokiem do drzwi i zakluczyła je, po czym skierowała się w stronę wieży stereo, która stała na małym stoliczku i włączyła ją. W pokoju rozbrzmiały bity piosenki You Can Leave Your Hat On - Joe Cocker. Emma rozpuściła swoje włosy i odwróciła się do Rossa. Przeniosła dłonie na plecy i odpięła zamek od biustonosza. Trzymając go od przodu, poruszała się w rytm piosenki. Chłopak zaczął się szeroko uśmiechać, a jego wypukłość w spodniach była coraz wyraźniejsza. Gdy pozostała w samej dolnej bieliźnie zerknęła na chłopaka, zarzuciła włosy do przodu tak, że zakryły jej biust i podeszła do Rossa. Po drodze powolnie ściągała majtki. Całkiem naga usiadła na nim ponownie okrakiem. Jego ręce powędrowały na jej dekolt. Odrzucił włosy do tyłu i przyłożył do jej biustu dłonie. Blondynka głośno westchnęła i zabrała się za koszulę chłopaka, która po niedługim czasie znalazła się na podłodze. Dziewczyna zataczała kółka wokół jednego, a potem drugiego sutka blondyna, który zaczął głośno dyszeć. Zabrała ją po chwili i przyłożyła do zapięcia od spodni. Szybko się ich pozbyła i szeroko się uśmiechnęła.
- Ale ci stanął. - zaśmiała się i przejechała ręką po sterczącym na baczność członku Rossa, który nadal tkwił pod ciemnymi bokserkami.
- Gdybym był nim, też bym tak stanął. - Dziewczyna się głośno zaśmiała. - Mówię prawdę. Jesteś niesamowita.
- Dziękuję. - Pocałowała go w policzek i powoli zaczęła ściągać bokserki z bioder blondyna. Chłopak już nie mógł dłużej wytrzymać. Chwycił ją w pasie i przewrócił na plecy, po czym sam ściągnął swoją bieliznę. Wpił się w jej usta, rozszerzając w tym czasie jej nogi i kładąc się między nimi. Dziewczyna wyprostowała nogi i jedną zarzuciła na ramię Rossowi. On chwycił ją w kostce i mocniej pociągnął.
- Teraz zacznie się jazda. - wyszeptał jej do ucha zdyszany i przyłożył członek do jej dziurki i wsunął się w nią bardzo powolnie. 
- Nie zak-ładasz pre-prezerwa-watywy? - jąkała się, gdy ten zaczął w nią pchać. Napierał na nią coraz mocniej i nie mógł wydać z siebie ani jednego słowa.
- Nie. - wydyszał za jednym razem i zwiększył prędkość. W pokoju rozległy się głośne jęki Emmy oraz plaski wywoływane przez gwałtowne uderzenia bioder Rossa o uda Emmy. Chłopak pod wpływem doznań, otworzył usta i zamknął oczy. Jęki blondynki jeszcze bardziej go pobudzały do działania. Sam się sobie dziwił, że ma tyle siły, by tak gwałtownie posuwać. 
- Ross! - Emma krzyknęła i zacisnęła palce na prześcieradle. Cała drżała. Chłopak uśmiechnął się dumnie i wykonał jeszcze kilka ruchów biodrami, by osiągnąć upragniony cel. Po chwili jego członek wystrzelił, a on jęknął i padł zdyszany na poduszki. Nawet nie pofatygował się wyjść z dziewczyny. Jego członek cały czas tkwił w jej kobiecości. 
- Masz jeszcze trochę siły? - spytała dziewczyna i spojrzała na niego. Ross przełknął ślinę.
- Chyba tak. - uśmiechnął się słabo. Nastolatka usiadła na nim okrakiem i wpiła się w jego usta. Gdy on był zajęty całowaniem, blondynka wzięła do ręki jego członek i nakierowała w swoją kobiecość, po czym "nadziała się" na niego. Chłopak głośno jęknął. 
- Musisz częściej przejmować inicjatywę w łóżku. - zaśmiał się i chwycił za jej biodra, które zaczęły się poruszać. - O tak. - jęczał.
Emma zaczęła na nim podskakiwać. Długo nie zajęło jej osiągniecie szczytu. Po kilku minutach padła cała mokra na poduszkę koło Rossa, który również był spocony. Pocałował ją w czoło.
- Jesteś niesamowita. - szepnął i przykrywszy ich kołdrą, objął ją ramieniem.
- Kocham cię Ross. - Chłopak na te słowa uśmiechnął się i musnął jej usta. 

- Riker, co już mamy? - Rocky spojrzał na siedzącego z notesem w ręku brata. Od dziewiątej rano siedzieli i pisali nową piosenkę na album, a już zbliżała się jedenasta. Reszta rodziny z LA, oprócz Rossa, który odsypiał po upojnej nocy z Emmą, zgromadziła się w salonie. 
- Zagram ci to. - odezwał się starszy i przejął od bruneta gitarę.
   Loving you ain't easy, nothing ever is
But I will keep on fighting, for a love like this
You know I wouldn't have it any other way
Even when times get tough
I don't want no easy love
   This is a track of the guys with one lady in their life
You wanna pull out your hair sometimes
But she's still your girl
   Love lasts
It's like a unicorn
Holding on a lost all form
Sometimes you wanna throw in the towel
But she's still your girl
   Loving you ain't easy, nothing ever is
But I will keep on fighting, for a love like this
You know I wouldn't have it any other way
Even when times get tough
I don't want no easy love
- No nie powiem, jesteśmy... genialni! - krzyknął podekscytowany Rocky. Rydel i Ellington bili im brawo. Stormie również była pod wrażeniem. 
- Gdyby Ross tu był, szło nam by o wiele szybciej. - westchnął Riker - Może nawet mielibyśmy już całą piosenkę.
- Daruj mu. Zmęczony jest. Odsypia. - zaśmiała się Rydel. 
- Ja też jestem zmęczony, bo siedziałem do późna u Magdy w szpitalu...
- O której wróciłeś do domu? - Stormie spojrzała troskliwie na syna.
- Koło trzeciej nad ranem. Dopiero wtedy Magda usnęła.
- Usnęła, czy padła ze zmęczenia? - zaśmiał się Ryland. Wszyscy wiedzieli o co mu chodziło. Riker zmierzył go groźnym spojrzeniem i podwinął symbolicznie rękawy.
- Żebyś ty zaraz nie padł, ale trupem! - krzyknął i rzucił się na młodszego. Oboje zaczęli biegać po salonie. W samym momencie przyszedł Mark, który akurat odśnieżał podjazd przed garażem. Miał w ręku łopatę.
- Tato, mogę to na chwilę? - spytał Riker, gdy stanął przed ojcem. 
- No jasn... - Nie dokończył, gdyż chłopak rzucił się z łopatą na młodszego brata. Ganiali się po całym domu, głośno krzycząc. Obudzili tym Rossa i Emmę, którzy zaspani zeszli do jadalni.
- Dzień dobry, rodzinko! - przywitał się Ross i usiadł na sofie między Ellem, a Rydel. Emma spoczęła na fotelu. - A tym co się stało? - wskazał na biegających chłopaków.
- Ryry zażartował z Rikera, że uprawiał seks z Magdą, przez co usnęła dopiero koło trzeciej nad ranem. - wytłumaczył Ellington i wziął kostkę czekolady, która leżała na ławie przez nimi. 
- I co? - zdziwił się blondyn - To wszystko? Nic więcej?
- Niet. - zaśmiał się dwudziestolatek. - Ross, chłopaki napisali piosenkę. - dodał po chwili.
- Wiem. Słyszałem. - uśmiechnął się i zabrał notes, w którym były zapisane słowa. - Riker, fajny ten nowy tekst! - wydarł się najgłośniej, jak potrafił.
- Dzięki, młody! - usłyszał krzyk Rikera, gdzieś z głębi domu. 
- Mam pomysł na kolejną zwrotkę. - mruknął Ross i zaczął nucić w rytm wcześniej granej melodii:
   Second verse goes to the females
Rolling their eyes when we fail
Make you want to go and shop retail
But he's still your man
- To jest dobre! - krzyknął Rocky i chwycił gitarę. - Czuję, że to będzie hit. - zaśmiał się.
- Możliwe. Tylko najpierw trzeba go skończyć. - zaśmiała się Emma i podkuliła kolana pod brodę. Wbiła wzrok z leżący na ławie tekst piosenki. W tle nadal było słychać drących się chłopaków, którzy przenieśli się na dwór.
- All we crash, it's undeniable. Dirtbags, we're professional... - zanuciła Rydel, a Ross od razu zapisał to z notesie. - Ellington, masz pomysł na dalszą cześć? - spytała i uderzyła delikatnie chłopaka w kolano.
- Sometimes you wanna throw in the towel? - rzekł i niepewnie rozejrzał się po wszystkich. Rocky uśmiechnął się szeroko i pogrywał cicho na gitarze.
- But he's still your man. - Dokończyła Emma. Ross spojrzał na nią uradowany.
- No to koniec. - odłożył notes i rozłożył nogi. - Riker będzie z nas dumny.
- Skończyliście piosenkę? - Riker wszedł do salonu z Rylandem, którego trzymał za kaptur bluzy. Wszyscy się głośno zaśmiali. 
- Tak, a teraz jedziemy do Magdy! - rozkazała Rydel i podniosła się z kanapy. - No chodźcie. Pewnie się nudzi.
- Albo cieszy, że nie zawracamy jej głowy. - powiedział Rocky. Reszta znów wybuchnęła śmiechem i podniosła się z siedzeń. Ruszyli w stronę przedpokoju. Ellington przed samym wyjściem cofnął się, aby wziąć kilka kostek czekolady na drogę do szpitala.

Chcieliście scenkę 18+? To macie, hahaha :D Mam nadzieję, że zarówno ona, jak i rozdział się Wam podobały. Starałam się, aby wyszedł długi... Mam nadzieję, że taki jest. 
Bardzo chciałabym Was przeprosić, że tak długo nie było rozdziału oraz za to, że nie komentowałam Waszych blogów, ale nie miałam czasu na nic, po za szkołą. 
Wybaczcie mi za wszelkie błędy w rozdziale. Postaram się je poprawić jak najszybciej :D
Trzymajcie się ciepło, do następnego :)
~Julia

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 65

45 komentarzy=nowy rozdział
Zapraszam do przeczytania! 
Ps. Błagam tylko nie uśnijcie...

- Muszę do niego jechać! - krzyknął Rocky i zerwał się z łóżka. Sięgnął po swój T-shirt, który założył na siebie jednym, sprawnym ruchem. Alex cały czas siedziała w miejscu i się nie ruszała. Jakby doznała szoku. 
- Rocky, Rocky...R-Rocky! - krzyczała pośpiesznie dziewczyna, gdy ten wyszedł z pokoju i kierował się na parter. Dobiegła do niego dopiero na dole schodów. Pociągnęła go za rękę, przez co obrócił się w jej stronę. - Nie możesz prowadzić! Nie jesteś trzeźwy. A co się stanie, jak policja ciebie złapie? 
- Masz racje. - mruknął do siebie i przeniósł wzrok na swoje trampki. - Masz może w domu alkomat? - spytał, podnosząc głowę. Nastolatka chwilę wpatrywała się w piwne oczy Rocky'iego i jakby duszą latała po domu w poszukiwaniu urządzenia.
- Powinien być u mojego dziadka w pokoju. - odpowiedziała w końcu i oboje biegiem udali się do tego pomieszczenia. Alkomat znaleźli w pierwszej szufladzie biurka. Był elegancko zapakowany w firmowe pudełko. Rocky szybko odhaczył zamknięcia i wyciągnął plastikowe urządzenie. - Jak myślisz, ile będziesz miał? - spytał Alex.
- Powyżej jednego promila na pewno - brunet wcisnął duży przycisk i alkomat zaczął odliczać. Gdy skończył, chłopak przybliżył urządzenie do ust i dmuchał przed niecałe pięć sekund.
- Ojoj, jeden i osiem. - zaśmiała się nastolatka - Co teraz zrobimy? Nie możesz prowadzić samochodu. 
- Któryś z twoich braci mógłby podwieźć nas do szpitala? - spytał chłopak, a Alex wodziła wzrokiem po pokoju. Dziewiętnastolatek w tym czasie wytarł końcówkę alkomatu, którą brał do ust i odłożył przyrząd na swoje miejsce.
- Być może Mike mógłby nas podrzucić. - odpowiedziała i wyciągnęła z kieszeni spodni swojego iPhona. Postukała palcami po ekranie i przyłożyła komórkę do ucha. - Cześć Miki, gdzie jesteś?
Rocky uważnie przyglądał się mimice twarzy Alex, która niestety nie wróżyła nic dobrego. Po szybkiej wymianie zdań dziewczyna włożyła z powrotem telefon do kieszeni.
- Niestety nie może. - westchnęła - Co teraz zrobimy?
Dziewiętnastolatek wziął głęboki wdech, a potem głośno wypuścił powietrze. 
- Może są jakieś sposoby, aby alkomat nie wykrył promili? - rzekł po chwili, a Alex była zaskoczona jego słowami. 
- Ale tak czy siak, alkohol będzie ci mącił w głowie podczas prowadzenia auta, tak? - chłopak kiwnął zrezygnowany głową.
- A ty ile masz? - spytał i z powrotem wyciągnął urządzenie z szuflady biurka. Siedemnastolatka dmuchnęła w końcówkę. - Dwa czternaście? - dziewczyna spojrzała na niego - Jeszcze gorzej niż ja.
- Dzięki. - syknęła z sarkazmem - Ty naprawdę chcesz prowadzić po czterech  lampkach wina? - spytała i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Znając moje szczęście zatrzyma mnie policja i BUM Szaka-laka! Odbiorą mi prawo jazdy, rodzice będą na mnie wściekli, a Rydel będzie mnie męczyła stwierdzeniem "Mogłeś sobie coś zrobić. Myślisz czasami?" - oparł się o biurko - ale ja muszę się dostać do szpitala w trybie natychmiastowym.
- No okay, okay... - uspokajała go Alex i wyszła z pokoju swojego dziadka. Brunet powędrował za nią. Weszli do salonu, gdzie nastolatka usiadła na kanapie. - Siadaj! - pociągnęła go za rękę.
- No i po co mi to było? - Rocky uderzył sam siebie w głowę - "Masz coś mocniejszego?" - powtórzył wysokim głosem swoje słowa, które powiedział godzinę wcześniej, stojąc przy blacie w kuchni. - Mogłem wypić tą herbatę, ale nie, bo ja jestem gamoniem i chciałem wino i teraz mam za... - nie dokończył. Alex przyciągnęła go za koszulę, zarzuciła ręce na jego szyję i połączyła ich wargi pocałunkiem. Dziewiętnastolatek objął ją rękoma w pasie i zaczął się nad nią pochylać. Po chwili leżał na nastolatce, która wplotła palce w ciemne włosy chłopaka i delikatnie się nimi bawiła, podczas gdy ich usta tkwiły w namiętnych pocałunkach.
- Nie obwiniaj się. - Alex wyszeptała po oderwaniu się od Rocky'iego. Oboje odsunęli się od siebie i z powrotem usiedli na kanapie. - Skąd mogłeś wiedzieć, że Magdzie się pogorszy? - chłopak pokiwał głową - No właśnie. To nie twoja wina - westchnęła i poprawiła brunetowi włosy - z resztą ja sama miałam ochotę na wino i prędzej, czy później bym ci je zaproponowała. 
- Mówisz poważnie? 
- Tak. - uśmiechnęła się.
- Tak czy siak, ja się tam muszę dostać - wbił wzrok w swoje kolana. Nagle rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął go, a na wyświetlaczy widniała nazwa "Ryd". Westchnął, ale odebrał. - Co tam, siostra?
- Jedziesz już? Dobrze by było, gdyby teraz wszyscy byli przy Rikerze. - rzekła tak smutnym tonem, że aż Rocky'iemu się wezbrało na płacz.
- Coś wymyślę! - krzyknął i rozłączył się. Spojrzał na Alex. - Chodź, jedziemy. - pociągnął dziewczynę za rękę i zaprowadził do przedpokoju.
- Co ty robisz? Chcesz prowadzić po alkoholu?! - krzyknęła, a on zakrył jej usta dłonią. Ona ją zrzuciła. - Zwariowałeś do reszty - zacięła się na chwilę - Miło było cię poznać. Pa. - Odwróciła się na pięcie i chciała wrócić do salonu, ale chłopak jej nie pozwolił. Chwycił ją w pasie, przerzucił sobie przed ramię, a potem gdy wychodził, sięgnął ręką po jej kurtkę. 
- Ale się wiercisz! - zaśmiał się, gdy dziewczyna wierzgała nogami we wszystkie strony.
- To się nazywa porwanie! Ratunku! Niech ktoś mi pomoże! - darła się, ale Rocky tylko się śmiał. Wyciągnął z kieszeni kurtki Alex klucze do domu, zakluczył zamek i skierował się do czarnego land rowera wujka Shora. Otworzył go i posadził naburmuszoną siedemnastolatkę na przednie siedzenie.
- O! Już przestałaś się na mnie wydzierać. - uśmiechnął się i pomógł ubrać jej kurtkę, po czym nachylił się na nią i zapiął ją pasem.
- Wiesz co, chciałabym chociaż spisać testament dla rodziny. - burknęła zła.
- Jaki testament? - zdziwił się - Boisz się jechać ze mną do szpitala?
- Boję się, że to nie będzie jazda do szpitala, ale prosto do kostnicy! - krzyknęła i już chciała go uderzyć, ale ten zrobił sprytny unik i pocałował ją w czoło.
- Przeżyjemy. - pogłaskał ją po policzku i zamknął drzwi od jej strony. Usiadł za kierownicą i odpalił silnik.
- Widać, że ty i Ross jesteście spokrewnieni - brunet spojrzał się na nią, wyczekując rozwinięcia tej myśli. - Zarówno ty, jak i on igracie z samochodami. Jeżeli skończę jak Emma, radziłabym ci uciec z kraju, zamieszkać na Antarktydzie i zmienić nazwisko. 
- Nie narzekaj. Fajnie będzie. - Rocky włączył bieg cofania w automatycznej skrzyni biegów. - Pasy masz zapięte, tak? - dziewczyna kiwnęła głową - No i super.
Spojrzał w boczne lusterka, a potem na prawo i lewo, po czym wycofał z podjazdu przed domem Alex. Pojazd stanął równolegle do pasów na jezdni. Przełączył bieg i ruszyli z piskiem opon.
- Ja nadal nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł Rocky! - darła się Alex i wbijała paznokcie w dłoń chłopaka, która znajdowała się na wajsze od zmiany biegów.
- Auć! - pisnął Rocky - Kobieto, to mnie boli. - przyłożył sobie czerwoną dłoń do ust. Kątem oka spojrzał na Alex.
- No przepraszam, ale mam prawo do paniki, bo aktualnie samochód, w którym siedzie, prowadzi chłopak z dwoma promilami we krwi!
- Hola, hola! Jakie dwa?! Jeden osiem! - krzyknął i zmierzył ją groźnym spojrzeniem - Siedź lepiej cicho, bo ci promile do mózgu odbijają! - wytknął jej język i skupił się na drodze, albo raczej próbował. Zaczęło mu się dziwnie kręcić w głowie, a z dwóch pasów na jezdni zrobiły się cztery. Bez zastanowienia zjechał na pobocze i oparł głowę na kierownicy.
- Ej, co ci jest? - Alex odpięła pasy, zaciągnęła ręczny hamulec i wcisnęła włącznik od świateł awaryjnych. - Rocky? Wszystko okay?
- Chyba zaraz się zbełtam... - mruknął i zakrył sobie usta dłonią.
- Ale że po winie? To były tylko trzy lampki... - dziewczyna położyła mu dłoń na ramieniu, a ten podniósł głowę. - ale jesteś zielony. - zaśmiała się.
- Wielkie dzięki. - uśmiechnął się słabo i oparł czoło o zimną kierownicę.
- Ej, może ja zadzwonię po karetkę? - Rocky'iemu zapaliła się lampka w głowie. Dlaczego? Gdyby zabrali go do szpitala w karetce w trymiga znalazłby blisko Rikera i Magdy i nie musiałby się martwić o swoje promile.
Dziewiętnastolatek spojrzał się na Alex z szerokim uśmiechem, ale potem do niego dotarło, że ratownicy medyczni raczej nie zabierają do szpitala osób, które po prostu przesadziły z alkoholem i zrobiły się zielone podczas prowadzenia pojazdu, gdy tego robić nie powinny.
- Nie, nie dzwoń. - szepnął, a twarzy Alex rozmazywała mu się przed oczami. Znów zaczęło mu wirować w głowie. Kanapki z SubWaya były bardzo blisko światła dziennego, a innymi słowy podchodziły mu do gardła. 
- Jesteś pewien? 
- Jestem Rocky. - zaśmiał się i oberwał w udo od dziewczyny. - Aua? - uniósł jedną brew - To mnie, przepraszam bardzo miało boleć? - uśmiechnął się i znów oberwał, ale tym razem o wiele mocniej.
- Czyli już z tobą lepiej? - Alex dotknęła jego głowy, którą brunet cały czas opierał się o kierownicę. Spojrzał się w jej oczy, ale jego wzrok nagle powędrował na okno za dziewczyną. Widział tam jakąś postać. Zrobił wielkie oczy i pisnął, jak mała dziewczynka. Alex odwróciła się i zaczęła się śmiać. 
- No otworzysz te drzwi, czy nie? - spytał ten głos z zewnątrz. Siedemnastolatka opuściła szybę.
- Mike?! - pisnął Rocky i złapał się za głowę. Znów go zamuliło. - Co ty tutaj robisz?
- Wiesz, moja siostra nie prosi mnie o podwózkę bez powodu. Postanowiłem przyjechać do domu, ale zauważyłem, że nikogo nie ma. Pojechałem w stronę centrum i zauważyłem czarnego land rowera na poboczu. Jestem z natury uczynnym chłopakiem... - Alex prychnęła - i postanowiłem, że pomogę. Kiedy zobaczyłem Rocky'iego za kierownicą było jasne, że ty też tutaj siedzisz. - wskazał na nastolatkę.
- Mógłbyś nas podholować do szpitala? - Alex zrobiła proszące oczka i złożyła dłonie jak do pacierza. 
- A sami nie możecie jechać?
- Masz alkomat? - chłopak się zdziwił pytaniem siostry.
- Ale po co?... Co?! Czy wyście poszaleli? - chwycił się za głowę - Myślałem, że masz więcej oleju w głowie. - uderzył ją lekko w czoło.
- To jak będzie? Podholujesz nas? - spytał Rocky, który cały czas był zielony. Mike spojrzał na niego wzrokiem mówiącym "Co za kretyni", ale zgodził się.

- Gdzie on jest?! - wydarła się Rydel i wstała z krzesła na korytarzu. Cała rodzina siedziała przed salą, gdzie jeszcze chwilę temu leżała Magda. Teraz lekarze ją wywieźli Bóg wie gdzie. Riker siedział skulony przy ścianie i bujał się, trzymając za kolana, jak małe dziecko, które obudziło się po strasznym śnie. Blondynka spojrzała na starszego brata i poczuła, jak łzy zbierają jej się w kącikach oczu. Usiadła koło niego i oparła mu głowę na ramieniu. Chwyciła go za rękę i splotła ich palce razem.
- Pamiętasz jak na początku R5 większość myślała, że ty i ja jesteśmy parą? - mruknął cicho i ścisnął dłoń swojej siostry.
- Pamiętam - westchnęła - Wszystko dlatego, że cały czas musiałam chodzić z tobą za rękę. Byłeś strasznie upierdliwym, starszym bratem - zaśmiała się i mocniej wtuliła w brata.
- No nie powiem, było to śmieszne...
- To dlaczego teraz się nie śmiejesz?
- To przez ten zapach detergentów, którymi sprzątaczki myją szpitalną podłogę - spojrzał na dziewczynę - oraz fakt, że moją narzeczoną lekarze wywieźli nie wiadomo gdzie. - westchnął - Idę się przejść. - dodał po chwili i wstał z podłogi. Wlokąc nogi za sobą, powędrował korytarzem w stronę schodów.
- Biedulek - szepnęła Rydel i objęła rękoma swoje kolana. Oparła o nie brodę.
- Wszystko się ułoży. - odezwał się Ross. Rodzina odwróciła się w jego stronę. - Co? - oburzył się.
- Nic, nic Rossy. - Emma wtuliła się w niego i przymknęła powieki. Czuła się zmęczona, z resztą jak wszyscy. Dochodziła już godzina czwarta po południu, a oni siedzieli w szpitalu od jedenastej. Stormie z Markiem i Rylandem przyjechali dwie godziny wcześniej i póki co wydawali się pełni energii.
- Ktoś chce kawy z automatu? - zaproponowała Rydel, wstając z podłogi i otrzepując ze spodni paprochy. Całe zgromadzenie podniosło ręce. - Wszystkie mają być z mlekiem i cukrem? - wszyscy pokiwali głowami. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, który miał powstrzymać ją od płaczu i ruszyła w stronę automatu z kawą, który stał na drugim końcu korytarza.
- Kochanie, poczekaj! - Ellington zerwał się z siedzenia i podbiegł do dziewczyny. Wyrównał z nią tempo. - Jak się trzymasz? - spytał, gdy stali już przy maszynie. 
- To raczej nie mną powinieneś się przejmować, a moim bratem. - odetchnęła i zaczęła wciskać guziki. 
- Wiem, ale ty i on jesteście ze sobą bardzo zżyci. Nie raz przecież widziałem, że gdy on cierpi, ty też - dziewczyna nie reagowała - Delly... - przysunął się do niej, a potem ją obrócił. Przeraził się. Oczy blondynki były czerwone, ale łzy nie spływały jej po policzkach. Trzymała je i nie pozwalała wypłynąć. - Oh, kochanie. - westchnął i mocno ją objął.
- Ell, co będzie jeśli Magda poroni? - Już dłużej nie wytrzymała. Zacisnęła usta i łzy powoli zaczęły gromadzić się pod jej zamkniętymi powiekami, po czym spływały razem z tuszem do rzęs. 
- Nawet tak nie myśl, Delly. Nie pozwolimy na to. Riker na to nie pozwoli.
- Ale... - jęknęła, a chłopak ujął jej twarz w dłonie.
- Nie pozwolimy na to. - powtórzył i pocałował ją prosto w usta. Objął ją jedną ręką w pasie, a drugą trzymał tuż na jej karku. 
- Ellington?
- Tak? - mruknął, odsuwając się zaledwie centymetr od ust Rydel.
- Kocham cię... Bardzo cię kocham. - oparła mu głowę na ramieniu i objęła go mocno za szyję. Chłopak uśmiechnął się szeroko do siebie i wtulił twarz w blond włosy dziewczyny, które zawsze pachniały gumą balonową. Szepnął:
- Ja też ciebie kocham.
Obejmowali się dopóty, dopóki automat nie zaczął pikać. Domagał się od Rydel pieniędzy za kawę. Para odsunęła się od siebie. Blondyna sięgnęła do kieszeni płaszcza i wyciągnęła z niej drobne. Chciała wrzucić je do maszyny, ale Ellington był szybszy. 
- Dzisiaj ja stawiam nam kawę. - posłał jej szeroki uśmiech i podłożył kubki. Dziewczyna stała naprzeciwko niego i przyglądała się pierścionkowi na jej palcu serdecznym. Pierścionkowi, który dostała od Ellingtona na zaręczyny. Małe diamenciki świeciły się w promieniach słońca, które wpadały przez szczeliny między żaluzjami w oknie za automatem. Blond włosa głośno westchnęła.
- Pomogę ci. - przejęła od bruneta kilka kubków i razem powędrowali do reszty rodziny. Musieli naprawdę długo stać przy maszynie, gdyż na korytarzu stali Rocky i Alex. Co prawda chłopak cały czas miał skórę twarzy w odcienie zielonego, a dziewczyna miała dziwnie czerwone oczy.
- Co wam się stało? - zaśmiał się Ellington, rozdając każdemu po kubku kawy z mlekiem i cukrem. - Dłużej się nie dało?
- Auto im się zepsuło i musiałem odholować ich pod szpital. Okazało się, że to akumulator padł. Podłączyłem do swojego. - odezwał się Mike, który ni stąd, ni zowąd pojawił się przed nimi. Rocky spojrzał niedowierzającym wzrokiem na brata Alex. Jeszcze chwilę temu miał obawy, że ich wyda i powie, że chcieli prowadzić samochód po alkoholu. 
- Dziękuję. - szepnęła bratu na ucho Alex. 
- Zlitowałeś się nad nami. Dzięki, stary. - brunet poklepał Mike'a po ramieniu, a ten znacząco kiwnął głową.
- Tylko to ma się nigdy nie powtórzyć, jasne? - burknął szeptem do Rocky'iego. Dziewiętnastolatek energicznie kiwnął swoją bujną grzywką, a Mike usiadł na krześle obok Marka, który w jednej ręce trzymał plastikowy kubek z kawą, a w drugiej najświeższą gazetę.
- Gdzie Riker? - spytał Rocky i rozejrzał się dookoła.
- Poszedł w tamtą stronę, synku. - odpowiedziała Stormie, wskazując rękę lewy korytarz. Chłopak wziął głęboki wdech i ruszył z wyznaczonym kierunku. Gdy stanął przy końcu, zobaczył tablicę informacyjną, czyli na jakim piętrze, jaki oddział jest. Sumienie podpowiedziało mu, by udał się na drugie piętro, czy mówiąc prościej do niemowlaków. Wsiadł do windy i pojechał. Sam nie wiedział, dlaczego niby tam miałby być Riker. 
Usłyszał dzwonek, co oznaczało, że jest już na miejscu. Drzwi od windy się rozstąpiły, a on wyszedł na korytarz. Ku jego zdziwieniu zobaczył swojego starszego brata przy sali noworodków. 
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? - spytał blondyn, nie odrywając wzroku od wrzeszczących niemowlaków, które pielęgniarki w tej chwili przewijały.
- Nie wiem - zaśmiał się - Jakiś głos w mojej głowie mi podpowiedział...
- Głos w twojej głowie? - spojrzał na niego - Pewnie ten, co cały czas ci powtarza: "Wypij coś mocniejszego" - chłopak zamarł.
- C-co?! - wydukał wystraszony.
- Myślałeś, że się nie dowiem? - odwrócił się do niego, opierając plecami o ścianę. - Nie ze mną takie gierki.
- Ale jak ty się o tym dowiedziałeś? - jego oczy mówiły same za siebie. Był przerażony.
- Mam swoje sposoby - poklepał brata po ramieniu - A tak naprawdę, to radziłbym ci nie wkładać telefonu do tylnej kieszeni od spodni. Twoje ciężkie dupsko zadzwoniło do mnie dwa razy. Pierwszy, gdy byłeś prawdopodobnie z Alex w kuchni, a drugi, gdy wsiadałeś do samochodu.
- Tylko nie mów rodzicom! - krzyknął i uklęknął przed Rikerem.
- Ciesz się, że w porę zadzwoniłem do Mike'a. - uśmiechnął się.
- Skąd ty masz jego numer?
- Kiedyś Alex dzwoniła z mojego telefonu do niego i zapisałem go sobie, tak na wszelki wypadek. - Rocky cały czas patrzył na brata z otwartymi szeroko ustami. - Masz szczęście młody, że nic wam się nie stało. 
- Dziękuję, brat. - odetchnął z ulgą Rocky i przytulił blondyna. - A tak ogólnie, to czemu jesteś tutaj?
- Po pierwsze, mówi się dlaczego - poprawił brata - a po drugie, hmmm... jakoś tak. Chcę posłuchać tych wrzasków niemowlaków chociaż teraz...
- Jak to "chociaż teraz"? - Rocky nie ukrywał swojego zdziwienia.
- Przecież to wiadome, że Magda poroni - westchnął - Nie ma innego wyjścia.
- Dlaczego ty w ogóle tak myślisz? - oburzył się brunet - Stary, to ty zawsze mi powtarzałeś, by się nie poddawać i trzymać na swoim. Tak łatwo się dałeś. Nie wierzę. - spojrzał na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
- Riker, wszystko okay? - spytała Rydel, która nagle wbiegła na korytarz. - Wiedziałam, że znajdę cię tutaj. - podeszła bliżej brata i mocno go przytuliła.
- Wszystko jest dobrze... chyba. - zaciął się na chwilę, ale nadal nie puszczał siostry z objęć.
- Rocky, możesz nas zostawić samych? - dziewczyna zwróciła się do swojego młodszego brata, który kiwnął głową i ruszył w stronę windy. Poczekała, aż zniknie z pola widzenia. - Powiedz mi prawdę. Co mówiła doktor Fricher? - chłopak patrzył się w jej oczy, ale nic nie mówił. - Riker...
- Powiedziała, że jest siedemdziesiąt pięć procent szansy na to, że Magda poroni...

Więc jednak wybrałam tą opcję... W sumie nie jest za późno na opcję numer 2. Może ją jeszcze wykorzystam, haha. Nie będę się za wiele rozpisywała, bo musze napisać wywiad z polskiego, ale napiszę żebyście kliknęli w zakładkę "One shots", gdzie znajdziecie "finałowe" prace. To tyle ode mnie :)
Do następnego 
~Julia

Blog, który warto odwiedzić: lovemelikethat-r5.blogspot.com