45 komentarzy=nowy rozdział
- Riker, co mogę zrobić żebyśmy normalnie porozmawiali?! - krzyknęła zbulwersowana Magda, gdy blondyn wciąż ją ignorował.
Oboje wracali z łazienki, w której tym razem byli osobno. Dwudziestodwulatek nie odzywał się do dziewczyny od kiedy wróciła od Rydel. Chłopak nie mógł uwierzyć w to, co zrobiła Magda. Czuł się taki upokorzony i do niczego. Był załamany i zawiedziony. Rzucił ubrania na łóżko i od razu skierował się do wyjścia z pomieszczenia.
- Gdzie idziesz? - spytała dziewczyna, usiadłszy na łóżku i założywszy nogę na nogę.
- Nie jest to istotne. - burknął blondyn i zostawił ciężarną brunetkę w pokoju. Sam wyszedł z korytarza i usiadł na schodach prowadzących na parter. Wsłuchiwał się w rozmowę starszej części rodziny. Wyłapał tylko kilka zdań swojej mamy, jakich jak "Jestem z niego dumna" i "Wierzę, że razem ułożą sobie życie". Po chwili doszło do niego, że to jest ta kobieta, z którą musi porozmawiać.
Podniósł swój tyłek z drewnianych schodów i powoli stawiając kroki, zszedł na dół. Oparł się o futrynę łuku, który prowadził do salono-jadalni i patrzył na rodzinę, siedzącą na kanapach.
- Mamo! - powiedział trochę głośno, a zarazem półszeptem. Kobieta odwróciła się do niego i uśmiechnęła.
- Tak, synuś? - spytała, cały czas się uśmiechając.
- Możemy porozmawiać? - kobieta spojrzała na męża i wstała, po czym poszła za Rikerem, który usiadł w kuchni przy stoliku. Ona zajęła miejsce naprzeciw niego.
- Co się dzieje? - chłopak spuścił głowę i zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami, które trzymał na drewnianym blacie stołu. Jego rodzicielka zauważyła, że gryzie go coś naprawdę ważnego i wielkiego. Położyła mu swoją dłoń na nadgarstku.
- Mamo, ja nie wiem, czy dobrze zrobiłem - po wypowiedzeniu tego zdania, zawiesił się, a jego prawa noga zaczęła się trząść, uderzając piętą o drewniane panele pod krzesłem.
- O czym ty mówisz synu? - rzekła bardziej poważniej i wyprostowała się na krześle.
- To chyba nie był najlepszy pomysł z tymi zaręczynami z... - przerwał, usłyszawszy tupot bosych nóg po schodach. Ktoś wbiegł na piętro, wcześniej podsłuchując ich rozmowę. Rozległ się trzask drzwi i po chwili jakiś huk. Ktoś możliwe rzucił się w biegu na łóżko, a ono uderzyło o ścianę.
- Cholera - mruknął Riker i zerwał się z krzesła. - Teraz to spieprzyłem. - dodał i ruszył na piętro. Kobieta wstała i wolnym krokiem podeszła do schodów, po których wcześniej wbiegał blondyn, przeskakując dwa, trzy stopnie. Wpadł do swojego pokoju i to zobaczył, złapało go za serce. Zmiękł. Był załamany. Żałował tego, co powiedział matce.
Na łóżku leżała Magda i płakała. Intensywnie płakała, obrócona plecami do niego. Co chwilę pociągała nosem i nerwowo brała oddechy, pomiędzy którymi kolejne łzy spływały po jej policzkach. Riker powoli podszedł do łóżka, wcześniej zamknąwszy drzwi.
- Magda, ja... - przerwał mu głośny szloch dziewczyny. Aż się mu oczy zaszkliły. Położył się koło dziewczyny i pogładził ją po gołym ramieniu. Była ubrana w długie szare dresy i białą bluzkę na ramiączkach.
- Te zaręczyny - zaczęła dziewczyna, a chłopak musnął ustami ramię nastolatki.
- Tylko więcej namieszały - dokończył chłopak, uśmiechając się słabo i poprawiając kosmyk włosów za ucho dziewczynie. Odwróciła się do niego i mocno w niego wtuliła.
- Tak, tylko namieszały. - westchnęła brunetka i zacisnęła dłoń na t-shircie blondyna. Dwudziestodwulatek objął ją ramieniem, przyciągając mocniej do siebie.
- Wyskoczyłem z tym, jak Filip z konopi. - zaśmiał się niemrawo i wtulił twarz w rozpuszczone, czekoladowe włosy dziewczyny. - Do tego jeszcze, doprowadziłem do tego, że płakałaś. Przeze mnie! - oburzył się, a dziewczyna cicho zachichotała. - Przepraszam cię za wszystko, Magda.
- Ja też cię przepraszam. - szepnęła i musnęła go ustami w policzek.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
Rydel obudziło głośne skrzypienie drzwi, które ktoś bardzo powoli otwierał. Zaspana i zasmarkana blondynka podniosła się do pozycji siedzącej i sięgnęła po kolejną chusteczkę higieniczną. W drzwiach pokoju stanął Ellington w lekarskim kitlu, który trzymał w ręce koc, kubek z parującą herbatą oraz kartonik chusteczek.
- Doktor Ratliff już przybył. Pomóc w czymś pacjentce? - powiedział poważnym tonem i przybliżył się do zszokowanej jego przyjazdem dziewczynie. Dopiero teraz, gdy stał tuż obok niej, zauważyła, że ma plakietkę z nazwiskiem. Zaśmiała się cicho i wydmuchała nos w chusteczkę, jak słoń.
- Skąd doktor wiedział, że jestem chora? - spytała i wrzuciła "smarkatkę" do kosza, który stał przed szafką nocną. W nocy przyniósł go Rocky, bo Rydel go oto poprosiła, wysyłając oczywiście wiadomość.
- Wczoraj wieczorem dzwonił do mnie pan Usypiacz i powiadomił mnie o stanie panienki Lynch. Od razu wsiadłem w samolot i jestem. Co prawda państwo Ratliff nie byli tym zachwyceni, ale pogodzili się z tym..., że ich syn ma narzeczoną, którą wspiera i z którą chce spędzić święta! - krzyknął ostatnią część zdania, zrzucając kitel na ziemie i przytulając mocno dziewczynę.
- To takie urocze, Ell. - westchnęła i poprawiła mu dłuższe włoski za ucho. Chłopaka przeszły przyjemne dreszcze.
- Przyniosłem coś dla ciebie, kochana. - podał jej kubek herbaty i okrył ją dodatkową warstwą koca. Dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech.
- Dziękuję. - westchnęła i powąchała gorący napój.
- Pomarańczowa z imbirem i goździkiem. - podpowiedział dziewczynie, bo wiedział, że chciała sprawdzić jaki jest jej smak. Blondynka uśmiechnęła się lekko i napiła się.
- Która godzina? - spytała, odłożywszy naczynie na szafkę nocną. Chłopak rozluźnił się i spojrzał na zegarek, który był na jego nadgarstku.
- Wpół do dwunastej. - zaśmiał się - Ale z ciebie śpioch, skarbie.
- Odezwał się Poranny Ptaszek. - uderzyła go małą poduszką, która służyła jej jako miś do przytulania.
- No ja przeważnie wstaję o...
- O wpół do pierwszej, ćwoku! - krzyknęła roześmiana i przysunęła się do niego, po czym usiadła mu na kolanach. Chłopak zlustrował jej ubiór, który składał się z bawełnianych różowych dresów i szarej bluzki z krótkim rękawkiem. Jego wzrok zatrzymał się na piwnych oczach blondynki, w których błyskały iskierki radości. Pomimo tego, że jej nos przypominał czerwoną wiśnię, a doły pod oczami były w kolorze pyłu z kominka, na jej twarzy widniał uśmiech... spowodowany przyjazdem jej narzeczonego. Rydel cieszyła się, że te święta spędzą w swoim towarzystwie.
Nagle chłopak przeniósł wzrok na jej usta w kolorze malinowym i zaczął się do niej zbliżać. Tak dawno ich nie czuł. Jego spojrzenie "skakało" między jej oczami a ustami. Gdy był kilka milimetrów od niej, blondynka odsunęła się.
- Coś nie tak? - spytał, bacznie się jej przyglądając i oblizując swoje wargi.
- Jak cię pocałuję, też będziesz chory. - westchnęła i objęła chłopaka za szyję.
- Walić to! - krzyknął - Najwyżej spędzimy święta w łóżku, ale razem! - przyciągnął dziewczynę bliżej siebie i wpił się w jej usta. Po chwili leżeli już na łóżku, a dwudziestolatka leżała na nim, a on bawił się jej włosami. Nagle kichnął.
- I co, mówiłam! Jesteś teraz chory. - zaśmiała się.
- Nie, po prostu kurz wleciał mi do nosa. - wymigał się i uśmiechnął.
- Wmawiaj sobie dalej, kochaniutki. - poczochrała mu włosy i wstała. Do pokoju wleciał nagle Ryland z tacą jedzenia dla narzeczonych.
- Babcia kazała mi przynieść wam jakieś jadło. - zachichotał i postawił na łóżku, po czym wycofał się z pomieszczenia, zostawiając parę sam na sam.
Ellington pierwszy ruszył przyniesione jedzenie. Podał Rydel jeden talerz z jajecznicą i tosta, a sam zaczął od soku pomarańczowego. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, bo ten jednym duszkiem wypił całą szklankę.
- Chciało ci się pić, co? - zaśmiała się blondynka, biorąc widelec z jajkiem do ust. Chłopak poprawił sobie grzywkę i odstawił pustą szklankę z powrotem na tacę. Zabrał się za swoją porcję śniadania.
Emma i Ross rozmawiali razem z resztą rodziny w salonie przy ogniu z kominka. Dziewczyna siedziała koło chłopaka, a tak właściwie na kolanach chłopaka, który obejmował ją jedną ręką w talii, a drugą trzymał na jej gołym kolanie. Blondynka miała na sobie czarną sukienkę do połowy ud, a chłopak ubrany był w szaro-czarną koszulę w kratę oraz czarne spodnie. Reszta rodziny również była elegancka, ponieważ tego wieczoru była Wigilia i ich tradycją było ubranie się odświętnie już rano.
- Mówiłem ci, jak pięknie wyglądasz? - Ross zamruczał do ucha blondynki, która aż wzdrygnęła się na dźwięk jego słów. Spojrzała się na niego i pogłaskała go delikatnie po policzku.
- Może z dziesięć razy. - zaśmiała się i oparła głowę o ramię siedemnastolatka. Chłopak oparł brodę o jej głowę.
- To powiem jedenasty raz. Wyglądasz pięknie... podniecasz mnie. - szepnął ostatnie dwa słowa i zaczął podwijać sukienkę Emmy do góry.
- Przestań - zbeształa go - Tutaj są dzieci. - chłopak przewrócił uśmiechnięty oczami.
- W takim razie chodźmy gdzieś indziej. Jesteś mi winna ten jeden raz za wczoraj. Musiałem ręcznie. - oburzył się. Emma podniosła głowę i spojrzała na jego niezadowolony wyraz twarzy. Poprawiwszy mu grzywkę, opadającą na oczy, wstała i wyciągnęła ku niemu rękę.
- Poczekaj kochana. Wczoraj wieczorem przyszła do ciebie paczka. - powiedziała babcia Lynch i podała dziewczynie karton dość sporych rozmiarów.
- Chyba wiem co to. - zaśmiała się i pociągnęła blondyna do pokoju gościnnego, który był na parterze. Położyła karton na łóżku i zaczęła go rozpakowywać, przez co musiała się schylać.
- Piękne to ja mam widoki, wiesz? - zaśmiał się Ross i przygryzł dolną wargę. Chłopak siedział na krześle przy biurku, naprzeciw wypinającej się siedemnastolatki.
- Ty jesteś naprawdę niewyżyty seksualnie, Ross. - stwierdziła dziewczyna i usiadła koło pudła tak, by Ross nie miał już "widoków".
- No widzisz, dlatego musimy spędzać razem więcej czasu...
- A teraz to niby co robimy? - zerknęła na niego zdziwiona i założyła kosmyk włosów za ucho, po czym wróciła do otwierania paczki.
- Ale wiesz tak, tak inaczej. Oj, no wiesz jak! - zrezygnował i wstał z krzesła obrotowego. Ukucnął przy dziewczynie, opierając ręce na jej udzie.
- Tak czułam, że to właśnie to! - krzyknęła dziewczyna i wyciągnęła z pudełka czerwono-białe ubranie.
- Czy to jest... - zaczął Ross, ale dziewczyna mu przerwała.
- Tak, to strój Świętego Mikołaja!
- A po co ci on? - wykrzywił brwi i usiadł naprzeciwko niej na kanapie.
- My mamy taką tradycję, że w każde święta przychodzi do nas Mikołaj i rozdaje prezenty. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem odbywa się losowanie wśród osób od szesnastego roku życia kto ma być Mikołajem. Akurat w zeszłym roku był mój brat i pomyślałam, że w tym roku, u was też mogłoby być coś takiego. Wiesz, dzieciaki by się ucieszyły.
- Tylko kto miałby być tym Mikołajem? - spytał Ross, dotykając bawełnianego materiału oraz sztucznej brody, która leżała w pudełku. Dziewczyna ukradkiem zerkała na niego. - Co? Nie, nie, nie...
- Oj no proszę! - błagała blondynka.
- A co taki Mikołaj miałby robić, co? - zaśmiał się, a Emma aż podskoczyła uradowana na kanapie.
- W tym kartoniku są okulary, przez które nikt cie nie pozna, jak je założysz i jest jeszcze dzwonek, którym dzwonisz, jak wchodzisz. Ustawiam ci krzesło gdzieś po środku pokoju, a najlepiej przy choince, a wszystkie prezenty wpakuję do jednego wielkiego, materiałowego wora, którym mogłaby być poszewka na kołdrę. Siadasz na tym krześle i po kolei wyciągasz podarunki, które są podpisane. Do każdego członka rodziny kierujesz pytanie czy był grzeczny i możesz żądać piosenki, czy wierszyka i wtedy dajesz prezent. Na koniec zwykle są zdjęcia z Mikołajem. - dziewczyna skończyła objaśniać, a chłopak siedział z otwartą buzią.
- A co jak na przykład, będzie prezent dla mnie, a mnie nie będzie? - spytał i założył ręce na piersi. Udawał takiego cwaniaczka, który się zaraz z tego wykręci.
- Wtedy powiem, że poszedłeś dla mnie po coś do sklepu, albo jesteś przy samochodzie. - wytknęła mu język, a on głośno westchnął. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Tak. - odpowiedział stanowczo.
- To co takiego cię nurtuje?
- Co dostanę w zamian? - przysunął się do blondynki i przejechał ręką od jej ramienia, po samo udo.
- Zobaczymy, czy spiszesz się jako Mikołaj i czy dzieci będą zadowolone. - chłopak przewrócił oczami. - To jak? Będziesz Świętym Mikołajem?
Ross przez chwilę wodził wzrokiem pomiędzy Emmą, a kartonem, w którym znajdował się strój Mikołaja, sztuczna broda, ciemne okulary i dzwonek, a potem analizował kurz fruwający po pokoju.
- Zgoda. - uśmiechnął się, a dziewczyna mocno go przytuliła, wcześniej całując go w usta.
- Gdzie idziesz? - spytała dziewczyna, usiadłszy na łóżku i założywszy nogę na nogę.
- Nie jest to istotne. - burknął blondyn i zostawił ciężarną brunetkę w pokoju. Sam wyszedł z korytarza i usiadł na schodach prowadzących na parter. Wsłuchiwał się w rozmowę starszej części rodziny. Wyłapał tylko kilka zdań swojej mamy, jakich jak "Jestem z niego dumna" i "Wierzę, że razem ułożą sobie życie". Po chwili doszło do niego, że to jest ta kobieta, z którą musi porozmawiać.
Podniósł swój tyłek z drewnianych schodów i powoli stawiając kroki, zszedł na dół. Oparł się o futrynę łuku, który prowadził do salono-jadalni i patrzył na rodzinę, siedzącą na kanapach.
- Mamo! - powiedział trochę głośno, a zarazem półszeptem. Kobieta odwróciła się do niego i uśmiechnęła.
- Tak, synuś? - spytała, cały czas się uśmiechając.
- Możemy porozmawiać? - kobieta spojrzała na męża i wstała, po czym poszła za Rikerem, który usiadł w kuchni przy stoliku. Ona zajęła miejsce naprzeciw niego.
- Co się dzieje? - chłopak spuścił głowę i zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami, które trzymał na drewnianym blacie stołu. Jego rodzicielka zauważyła, że gryzie go coś naprawdę ważnego i wielkiego. Położyła mu swoją dłoń na nadgarstku.
- Mamo, ja nie wiem, czy dobrze zrobiłem - po wypowiedzeniu tego zdania, zawiesił się, a jego prawa noga zaczęła się trząść, uderzając piętą o drewniane panele pod krzesłem.
- O czym ty mówisz synu? - rzekła bardziej poważniej i wyprostowała się na krześle.
- To chyba nie był najlepszy pomysł z tymi zaręczynami z... - przerwał, usłyszawszy tupot bosych nóg po schodach. Ktoś wbiegł na piętro, wcześniej podsłuchując ich rozmowę. Rozległ się trzask drzwi i po chwili jakiś huk. Ktoś możliwe rzucił się w biegu na łóżko, a ono uderzyło o ścianę.
- Cholera - mruknął Riker i zerwał się z krzesła. - Teraz to spieprzyłem. - dodał i ruszył na piętro. Kobieta wstała i wolnym krokiem podeszła do schodów, po których wcześniej wbiegał blondyn, przeskakując dwa, trzy stopnie. Wpadł do swojego pokoju i to zobaczył, złapało go za serce. Zmiękł. Był załamany. Żałował tego, co powiedział matce.
Na łóżku leżała Magda i płakała. Intensywnie płakała, obrócona plecami do niego. Co chwilę pociągała nosem i nerwowo brała oddechy, pomiędzy którymi kolejne łzy spływały po jej policzkach. Riker powoli podszedł do łóżka, wcześniej zamknąwszy drzwi.
- Magda, ja... - przerwał mu głośny szloch dziewczyny. Aż się mu oczy zaszkliły. Położył się koło dziewczyny i pogładził ją po gołym ramieniu. Była ubrana w długie szare dresy i białą bluzkę na ramiączkach.
- Te zaręczyny - zaczęła dziewczyna, a chłopak musnął ustami ramię nastolatki.
- Tylko więcej namieszały - dokończył chłopak, uśmiechając się słabo i poprawiając kosmyk włosów za ucho dziewczynie. Odwróciła się do niego i mocno w niego wtuliła.
- Tak, tylko namieszały. - westchnęła brunetka i zacisnęła dłoń na t-shircie blondyna. Dwudziestodwulatek objął ją ramieniem, przyciągając mocniej do siebie.
- Wyskoczyłem z tym, jak Filip z konopi. - zaśmiał się niemrawo i wtulił twarz w rozpuszczone, czekoladowe włosy dziewczyny. - Do tego jeszcze, doprowadziłem do tego, że płakałaś. Przeze mnie! - oburzył się, a dziewczyna cicho zachichotała. - Przepraszam cię za wszystko, Magda.
- Ja też cię przepraszam. - szepnęła i musnęła go ustami w policzek.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
Rydel obudziło głośne skrzypienie drzwi, które ktoś bardzo powoli otwierał. Zaspana i zasmarkana blondynka podniosła się do pozycji siedzącej i sięgnęła po kolejną chusteczkę higieniczną. W drzwiach pokoju stanął Ellington w lekarskim kitlu, który trzymał w ręce koc, kubek z parującą herbatą oraz kartonik chusteczek.
- Doktor Ratliff już przybył. Pomóc w czymś pacjentce? - powiedział poważnym tonem i przybliżył się do zszokowanej jego przyjazdem dziewczynie. Dopiero teraz, gdy stał tuż obok niej, zauważyła, że ma plakietkę z nazwiskiem. Zaśmiała się cicho i wydmuchała nos w chusteczkę, jak słoń.
- Skąd doktor wiedział, że jestem chora? - spytała i wrzuciła "smarkatkę" do kosza, który stał przed szafką nocną. W nocy przyniósł go Rocky, bo Rydel go oto poprosiła, wysyłając oczywiście wiadomość.
- Wczoraj wieczorem dzwonił do mnie pan Usypiacz i powiadomił mnie o stanie panienki Lynch. Od razu wsiadłem w samolot i jestem. Co prawda państwo Ratliff nie byli tym zachwyceni, ale pogodzili się z tym..., że ich syn ma narzeczoną, którą wspiera i z którą chce spędzić święta! - krzyknął ostatnią część zdania, zrzucając kitel na ziemie i przytulając mocno dziewczynę.
- To takie urocze, Ell. - westchnęła i poprawiła mu dłuższe włoski za ucho. Chłopaka przeszły przyjemne dreszcze.
- Przyniosłem coś dla ciebie, kochana. - podał jej kubek herbaty i okrył ją dodatkową warstwą koca. Dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech.
- Dziękuję. - westchnęła i powąchała gorący napój.
- Pomarańczowa z imbirem i goździkiem. - podpowiedział dziewczynie, bo wiedział, że chciała sprawdzić jaki jest jej smak. Blondynka uśmiechnęła się lekko i napiła się.
- Która godzina? - spytała, odłożywszy naczynie na szafkę nocną. Chłopak rozluźnił się i spojrzał na zegarek, który był na jego nadgarstku.
- Wpół do dwunastej. - zaśmiał się - Ale z ciebie śpioch, skarbie.
- Odezwał się Poranny Ptaszek. - uderzyła go małą poduszką, która służyła jej jako miś do przytulania.
- No ja przeważnie wstaję o...
- O wpół do pierwszej, ćwoku! - krzyknęła roześmiana i przysunęła się do niego, po czym usiadła mu na kolanach. Chłopak zlustrował jej ubiór, który składał się z bawełnianych różowych dresów i szarej bluzki z krótkim rękawkiem. Jego wzrok zatrzymał się na piwnych oczach blondynki, w których błyskały iskierki radości. Pomimo tego, że jej nos przypominał czerwoną wiśnię, a doły pod oczami były w kolorze pyłu z kominka, na jej twarzy widniał uśmiech... spowodowany przyjazdem jej narzeczonego. Rydel cieszyła się, że te święta spędzą w swoim towarzystwie.
Nagle chłopak przeniósł wzrok na jej usta w kolorze malinowym i zaczął się do niej zbliżać. Tak dawno ich nie czuł. Jego spojrzenie "skakało" między jej oczami a ustami. Gdy był kilka milimetrów od niej, blondynka odsunęła się.
- Coś nie tak? - spytał, bacznie się jej przyglądając i oblizując swoje wargi.
- Jak cię pocałuję, też będziesz chory. - westchnęła i objęła chłopaka za szyję.
- Walić to! - krzyknął - Najwyżej spędzimy święta w łóżku, ale razem! - przyciągnął dziewczynę bliżej siebie i wpił się w jej usta. Po chwili leżeli już na łóżku, a dwudziestolatka leżała na nim, a on bawił się jej włosami. Nagle kichnął.
- I co, mówiłam! Jesteś teraz chory. - zaśmiała się.
- Nie, po prostu kurz wleciał mi do nosa. - wymigał się i uśmiechnął.
- Wmawiaj sobie dalej, kochaniutki. - poczochrała mu włosy i wstała. Do pokoju wleciał nagle Ryland z tacą jedzenia dla narzeczonych.
- Babcia kazała mi przynieść wam jakieś jadło. - zachichotał i postawił na łóżku, po czym wycofał się z pomieszczenia, zostawiając parę sam na sam.
Ellington pierwszy ruszył przyniesione jedzenie. Podał Rydel jeden talerz z jajecznicą i tosta, a sam zaczął od soku pomarańczowego. Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, bo ten jednym duszkiem wypił całą szklankę.
- Chciało ci się pić, co? - zaśmiała się blondynka, biorąc widelec z jajkiem do ust. Chłopak poprawił sobie grzywkę i odstawił pustą szklankę z powrotem na tacę. Zabrał się za swoją porcję śniadania.
Emma i Ross rozmawiali razem z resztą rodziny w salonie przy ogniu z kominka. Dziewczyna siedziała koło chłopaka, a tak właściwie na kolanach chłopaka, który obejmował ją jedną ręką w talii, a drugą trzymał na jej gołym kolanie. Blondynka miała na sobie czarną sukienkę do połowy ud, a chłopak ubrany był w szaro-czarną koszulę w kratę oraz czarne spodnie. Reszta rodziny również była elegancka, ponieważ tego wieczoru była Wigilia i ich tradycją było ubranie się odświętnie już rano.
- Mówiłem ci, jak pięknie wyglądasz? - Ross zamruczał do ucha blondynki, która aż wzdrygnęła się na dźwięk jego słów. Spojrzała się na niego i pogłaskała go delikatnie po policzku.
- Może z dziesięć razy. - zaśmiała się i oparła głowę o ramię siedemnastolatka. Chłopak oparł brodę o jej głowę.
- To powiem jedenasty raz. Wyglądasz pięknie... podniecasz mnie. - szepnął ostatnie dwa słowa i zaczął podwijać sukienkę Emmy do góry.
- Przestań - zbeształa go - Tutaj są dzieci. - chłopak przewrócił uśmiechnięty oczami.
- W takim razie chodźmy gdzieś indziej. Jesteś mi winna ten jeden raz za wczoraj. Musiałem ręcznie. - oburzył się. Emma podniosła głowę i spojrzała na jego niezadowolony wyraz twarzy. Poprawiwszy mu grzywkę, opadającą na oczy, wstała i wyciągnęła ku niemu rękę.
- Poczekaj kochana. Wczoraj wieczorem przyszła do ciebie paczka. - powiedziała babcia Lynch i podała dziewczynie karton dość sporych rozmiarów.
- Chyba wiem co to. - zaśmiała się i pociągnęła blondyna do pokoju gościnnego, który był na parterze. Położyła karton na łóżku i zaczęła go rozpakowywać, przez co musiała się schylać.
- Piękne to ja mam widoki, wiesz? - zaśmiał się Ross i przygryzł dolną wargę. Chłopak siedział na krześle przy biurku, naprzeciw wypinającej się siedemnastolatki.
- Ty jesteś naprawdę niewyżyty seksualnie, Ross. - stwierdziła dziewczyna i usiadła koło pudła tak, by Ross nie miał już "widoków".
- No widzisz, dlatego musimy spędzać razem więcej czasu...
- A teraz to niby co robimy? - zerknęła na niego zdziwiona i założyła kosmyk włosów za ucho, po czym wróciła do otwierania paczki.
- Ale wiesz tak, tak inaczej. Oj, no wiesz jak! - zrezygnował i wstał z krzesła obrotowego. Ukucnął przy dziewczynie, opierając ręce na jej udzie.
- Tak czułam, że to właśnie to! - krzyknęła dziewczyna i wyciągnęła z pudełka czerwono-białe ubranie.
- Czy to jest... - zaczął Ross, ale dziewczyna mu przerwała.
- Tak, to strój Świętego Mikołaja!
- A po co ci on? - wykrzywił brwi i usiadł naprzeciwko niej na kanapie.
- My mamy taką tradycję, że w każde święta przychodzi do nas Mikołaj i rozdaje prezenty. Kilka dni przed Bożym Narodzeniem odbywa się losowanie wśród osób od szesnastego roku życia kto ma być Mikołajem. Akurat w zeszłym roku był mój brat i pomyślałam, że w tym roku, u was też mogłoby być coś takiego. Wiesz, dzieciaki by się ucieszyły.
- Tylko kto miałby być tym Mikołajem? - spytał Ross, dotykając bawełnianego materiału oraz sztucznej brody, która leżała w pudełku. Dziewczyna ukradkiem zerkała na niego. - Co? Nie, nie, nie...
- Oj no proszę! - błagała blondynka.
- A co taki Mikołaj miałby robić, co? - zaśmiał się, a Emma aż podskoczyła uradowana na kanapie.
- W tym kartoniku są okulary, przez które nikt cie nie pozna, jak je założysz i jest jeszcze dzwonek, którym dzwonisz, jak wchodzisz. Ustawiam ci krzesło gdzieś po środku pokoju, a najlepiej przy choince, a wszystkie prezenty wpakuję do jednego wielkiego, materiałowego wora, którym mogłaby być poszewka na kołdrę. Siadasz na tym krześle i po kolei wyciągasz podarunki, które są podpisane. Do każdego członka rodziny kierujesz pytanie czy był grzeczny i możesz żądać piosenki, czy wierszyka i wtedy dajesz prezent. Na koniec zwykle są zdjęcia z Mikołajem. - dziewczyna skończyła objaśniać, a chłopak siedział z otwartą buzią.
- A co jak na przykład, będzie prezent dla mnie, a mnie nie będzie? - spytał i założył ręce na piersi. Udawał takiego cwaniaczka, który się zaraz z tego wykręci.
- Wtedy powiem, że poszedłeś dla mnie po coś do sklepu, albo jesteś przy samochodzie. - wytknęła mu język, a on głośno westchnął. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Tak. - odpowiedział stanowczo.
- To co takiego cię nurtuje?
- Co dostanę w zamian? - przysunął się do blondynki i przejechał ręką od jej ramienia, po samo udo.
- Zobaczymy, czy spiszesz się jako Mikołaj i czy dzieci będą zadowolone. - chłopak przewrócił oczami. - To jak? Będziesz Świętym Mikołajem?
Ross przez chwilę wodził wzrokiem pomiędzy Emmą, a kartonem, w którym znajdował się strój Mikołaja, sztuczna broda, ciemne okulary i dzwonek, a potem analizował kurz fruwający po pokoju.
- Zgoda. - uśmiechnął się, a dziewczyna mocno go przytuliła, wcześniej całując go w usta.
Cześć Misie Ptysie!
Taki świąteczny ten rozdzialik. Jak dla mnie może być. Powiem Wam, że sama jestem ciekawa jak Ross się spisze w roli Świętego Mikołaja. Zapowiada się wesoło, nie sądzicie? Co do Rikera i Magdy. Ja też nie mogłam. Sytuacja między nimi chwytała mnie za serce. Utożsamiam się z bohaterami tego opowiadania tak samo, jak i Wy Ptysie.
Co do zakładki SPAM. Jeżeli macie zamiar cały czas zadawać zboczone pytania, to dziękuję bardzo. Jak już zauważyliście na tego typu nie odpowiadam. Po prostu je czytam, a potem usuwam. To było nawet śmieszne na początku, ale potem to już mnie brało na mdłości, jak czytałam kolejne pytania o podobnej tematyce, czy też treści.
Zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie... znów. A co tam XD Możecie zajrzeć, jak chcecie.
Do następnego ;**
~Julia