Wiecie co, tak sobie pomyślałam (ja i myślenie), żeby do tego opowiadania dodać coś, co raczej nigdy nie pojawia się w blogach o R5, a mianowicie taka jakby patologia, haha (nie wiem co mnie naszło). Ale nie, że np. ojciec bije syna i takie inne bzdety, ale np. całowanie się z własną siostrą, albo coś takiego. Takie troche dziwne.
Wyobraźcie sobie, że np nawalony w trzy dupy Riker/Ross/Rocky całuje się z własną siostrą, którą jest of course Rydel.
Co o tym sądzicie? Myślę nad takim czymś i chcę wiedzieć czy to nie jest za straszne. Jeżeli dużej ilości osób ten jakże zwariowany pomysł nie spodobałby się, to nię będzie takiej patologii :)
Na ten pomysł wzięło mnie jakieś kilka minut po tym jak przeczytałam bloga Suzi i Mack Let Me Be Your Superhero. Taka tam inspiracja <3
A teraz troszku ogłoszeń parafialnych. Ekhem...
♥Rozdział się pisze, podkreślam "pisze". Nie wiem kiedy będzie, ale na stówe przed rokiem szkolnym (Brrrr, szkoła ;/).
♥Dużo osób pyta się mnie "Co z Magdą?", "Napisz w końcu coś o Madzi!" i te inne. Kochani, w rozdziale 52 będzię Magda...wirtualnie :) Co nieco się wyjaśni.
♥Chcę Was powiadomić, że z racji tego że rozpoczyna się rok szkolny, a ja idę do klasy trzeciej gimnazjum, będę miała sporo na głowie: bierzmowanie, egzaminy, konkursy przedmiotowe, dodatkowe zajęcia w szkole, kartkówki, sprawdziany i pytania wszelkiej maści (po cholerę one są) nie będę miała czasu na pisanie. Postaram się dodawać mniej więcej 3 rozdziały miesięcznie, ale nic nie obiecuję. Oczywiście we wszelakie przerwy postaram się to nadrobić, no ale zobaczymy jak to będzie... Nie wpominam o moim drugim blogu, którego teraz ledwo ogarniam. Z całego serca dziękuję mojej kochanej Sylci, z którą muszę się kiedyś spotkać. Myślę, że ta współpraca nie ma sensu i usunięcie lub roczne zawieszenie drugiego bloga jest nieuniknione. Przykro mi.
No to wsio.
Piszcie w komentarzach, czy chcecie taką patologię, czy nie za bardzo Wam się to podoba.
Trzymajcie się ciepło moje misiaki kochane!
~Julia
[zawieszone] Opowiadanie o R5: Riker Lynch, Rocky Lynch, Ellington Ratliff, Rydel Lynch, Ross Lynch + Ryland Lynch.
Menu:
▼
środa, 27 sierpnia 2014
Pomysły i ogłoszenia parafialne!
czwartek, 21 sierpnia 2014
Rozdział 51
Na początek chciałabym dedykować ten rozdział niesamowicie utalentowanej dziewczynie. Dzięki niej blog teraz tak wygląda - wykonała ten jakże przepiękny nagłówek. Mowa o Rebece Black. Kocham Cię dziewczyno i nie mogę się doczekać następnego rozdziału na Twoim blogu....oczywiście Wy macie obowiązek tam zajrzeć: Always. Opowiadanie z całego serca polecam. Jest naprawdę dobre. Jedno z tych lepszych Fanfction.
Mam jeszcze dla Was jedną nową wiadomość. Dodałam kilka zakładek oraz odświeżyłam zakładkę z BOHATERAMI I KONTAKT. Zapraszam do ich odwiedzenia!
~Julia
Emma obudziła się po jedenastej, a raczej zerwała się z łóżka. Pierwsze co zrobiła, to zerknęła na telefon, w celu sprawdzenia, czy Ross nic nie napisał. Ku jej zdziwieniu nie otrzymała żadnego sms'a od blondyna. Odłożyła telefon na szafkę nocną i już powolnym krokiem udała się do łazienki. Stanęła przed lustrem i chwilę przyglądała się swoim włosom. Próbowała jakoś artystycznie je związać, ale po pół godzinnej walce z nimi, dała sobie spokój i spięła je w kitek. Zrobiła delikatny makijaż i przebrała się w jeansy i dłuższą bluzkę na ramiączkach. Ubrała swoje ulubione, rozchodzone, czarne converse'y i zeszła na dół do kuchni. Podeszła do lodówki i wyciągnęła kartonik mleka. Sięgnęła do szafki obok po miseczkę i płatki. Przygotowała sobie szybko śniadanie i gdy chciała usiąść do stołu, ktoś zaczął się dobijać do drzwi wejściowych. Zmuszona była wstać i pójść otworzyć.
- No już idę, idę. Powoli. Komu się tak spieszy? - mówiła idąc. Odkluczyła zamek i otworzyła. - Arek? Co Ty tutaj robisz? Nie wróciłeś do Polski?
- Też Cię miło widzieć. - zaśmiał się, a dziewczyna przewróciła oczami. - Jest Seba? Zaraz zaczyna się turniej...
- Jaki turniej?
- Piłki plażowej...
- Hę? - Emma była nieźle zdezorientowana. Chłopak, widząc to, położył jej ręce na ramionach i zbliżył twarz do niej.
- Ja i Seba mamy dwuosobową drużynę. Gramy w piłkę siatkową, a dzisiaj jest turniej na plaży Malibu. - wyjaśnił, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- Sebastian? I sport? Turnieje? Nie, to musi być jakaś pomyłka....Serio? - nadal nie dowierzała. Jej brat od zawsze był śmierdzącym leniem, który mógł całe życie przed ekranem komputera spędzić, grając w przeróżne gry.
- To jest, czy go nie ma? - zmienił temat dwudziestolatek.
- Jest. Zaraz go zawołam. - otworzyła szerzej drzwi i wskazała ręką, żeby wszedł do środka. - Kto to? - wskazała na wysoką szatynkę idącą w ich stronę. Owa dziewczyna podeszła do Arka i ucałowała go w policzek.
- Moja dziewczyna. Olimpia poznaj Emmę siostrę Sebastiana. Emma to Olimpia. - przedstawił, a dziewczyny podały sobie ręce w geście powitania.
- Zapraszam. - wskazała na salon i gdy goście usiedli na kanapę głośno chrząknęła.
- Seba! - wydarła się.
- Co?! - doszedł krzyk z jego pokoju.
- Przyszedł Arek!
- Już idę! - dziewczyna zrobiła tylko dwa kroki w kierunku gości i zaraz znów dobiegł do nich krzyk Seby. - Emi, zrób mi proszę kawę!
- Jasne. - burknęła i skinęła głową ku Arkowi i Olimpii siedzących na kanapie, po czym udała się do kuchni. Nastawiła czajnik z wodą i gdy się ugotowała zalała kubek i zaniosła do salonu, gdzie siedziała już reszta. Postawiła kubek na stole i spojrzała na brata.
- Prosz, Twoja kawka. - rzekła sztucznie się uśmiechając. Chłopak wziął łyk i się skrzywił.
- Nie posłodziłaś? - dziewczyna zaprzeczyła. - Przecież dobrze wiesz, że piję kawę z płaską łyżeczką cukry oraz z kapką mleczka. Takiej nie wypiję. Proszę, możesz dosypać...
- Bozia nóżki dała? Dała. Rączki dała? Dała. To użyj ich i sam sobie posłodź. - warknęła, a chłopak złożył ręce jak do pacierza i zrobił proszące oczka. Emma tylko westchnęła, zabrała kubek i zaniosła do kuchni. Wróciła z idealną kawą dla brata. Podała mu, a on się uśmiechnął i wziął łyka.
- Wiesz siostra, robisz dobrą kawkę. - siorbał napój pobudzający, siadając koło przyjaciela.
- Mamy jeszcze godzinę. Co tam u Was? - zaczął Arek, obejmując Olimpię.
- Lepiej opowiadaj co u Ciebie! - krzyknęła podekscytowana Emma. - Co Ty robisz w LA?
- A powiem Ci, że mieszkam. - dziewczyna zrobiła wielkie oczy. - Razem z Olimpią wynajmujemy mieszkanie w centrum.
- Rany. - zamyśliła się, siadając po turecku na fotelu.
- A Ty? Widzę, że już możesz chodzić. - zaśmiał się Arek.
- Czyli zauważyłeś? - zachichotała. - Pewnie chcesz wiedzieć, jak to się stało? - chłopak kiwnął głową. - A więc, pamiętasz Rocky'iego, tego bruneta co wnosił mnie na rękach do domu?
- Pamiętam...
- A więc, to on mi podarował pieniądze na zabieg i tak oto jestem i chodzę. - uśmiechnęła się i wstała.
- To miłe z jego strony. - wywnioskował dwudziestolatek, a dziewczyna poczuła, że się rumieni. Nawet sama nie wiedziała dlaczego. Spuściła głowę, żeby nie było widać jej rumieńców i poszła do kuchni - To jak, jedziemy? Na plaże Malibu jest kawał drogi. - zwrócił się do Sebastiana i Olimpii. - Ej, a Ty gdzie? - krzyknął za Emmą.
- No, nie wiem. Na przykład do kuchni, zjeść śniadanie? - uniosła jedną brew ku górze, w geście zdziwienia. Chłopak się głupkowato zaśmiał.
- Tylko szybko jedź to swoje śniadanie, bo jedziesz z nami.
- I nie zapomnij o kulach. Lekarz mówił, że musisz o nich chodzić przez najbliższy tydzień! - krzyknął Sebastian.
- Mam się poruszać po plaży o kulach? Jeszcze czego! Nie biorę ich...
- Tylko potem nie płacz, że Cię skurcz złapał, albo nogi Cię bolą. - zagroził starszy brat, a ona, jako że wiedziała lepiej, prychnęła pod nosem. - I wiosłuj szybciej tą łyżką w tym mleku. Nie chcemy się przecież spóźnić.
- Skąd wiesz, że sobie zrobiłam płatki? - wytknęła mu język, a on przewrócił rozbawiony oczami.
- To jest oczywiste. Nie umiesz zrobić nic innego. - zmierzyła brata groźnym spojrzeniem, aż biedulka dreszcze przeszły.
- Pośpiesz się! - dodał z uśmiechem po chwili.
- O jeju, no. - w jej wypowiedzi można było wywnioskować, że nie za bardzo przypadła jej do gustu propozycja wyjazdu na nudny mecz piłki plażowej.
Gdy dojechali na miejsce, ich oczom ukazała się plaża, wręcz oblężona przez ludzi.
- Wiecie co, widziałem kiedyś podobnego demotywatora. Było to zdjęcie właśnie tak zaludnionej plaży z podpisem "Pojechałem na plażę, by uciec od miejskiego zgiełku". - zaśmiał się Sebastian, wyciągając z bagażnika dwie piłki siatkowe. Jedną rzucił kumplowi, a drugą trzymał sam. Wyciągnął jeszcze torbę ze swoim - jak to on ujął - ekwipunkiem i wszyscy ruszyli na turniej. Dziewczyny zajęły miejsca na trybunach, a chłopacy zaczęli rozgrzewkę.
- To, jak długo jesteś z Arkiem? - spytała Emma wygodnie rozsiadając się na krzesełku.
- W czerwcu minął już drugi rok. Poznaliśmy się na balu maturalnym. - rozmarzyła się dziewczyna. - A Ty, umawiasz się z Rossem Lynchem?
- Tak. - odpowiedziała cicho, tak jakby nieśmiało. - Przynieść jakieś napoje? - zmieniła szybko temat rozmowy.
- No jak idziesz. Dla mnie Fanta pomarańczowa. - uśmiechnęła się Olimpia, nakładając okulary przeciwsłoneczne na nos.
Emma wstała, zawiesiła torbę na ramię i udała się do pierwszego, lepszego sklepiku z zimnymi napojami. Trochę ciężko było jej iść po piasku, ale nie chciała przyznać bratu racji, co do kuli.
Gdy stanęła przy kasie, za ladę wszedł wysoki brunet i uśmiechnął się do niej, natomiast ona go olała i szukała portfela w torebce.
- Poproszę Fantę pomarańczową i Sprite'a. Najlepiej z lodówki. - rzekła obojętnie, nie odrywając wzroku od torebki.
- To będą trzy dolary i dwadzieścia centów. A tutaj masz mój numer. - podał jej karteczkę, a dziewczyna na dźwięk słów "mój numer", spojrzała na niego z niedowierzaniem. Położyła pieniądze na ladzie.
- Sorry, mam chłopaka. - uśmiechnęła się i spakowała Fantę do torebki. Sprite'a otworzyła i chciała się napić. Niestety gdy się odwróciła, jakiś chłopak ją szturchnął. Jednak jego refleks nie powzolił na to, żeby napój wylądował na bluzce dziewczyny.
- Przepraszam. - zaśmiał się. Dziewczyna podniosła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. - Emma? - spytał zdziwiony
- Tak. A Ty to...? - nie ukrywała, że jest tym lekko zmieszana.
- Nie poznajesz mnie? Jestem Gavin, Gavin Walsh - gdy zauważył, że dziewczyna nadal go nie poznaje, postanowił przypomnieć jej jego osobę - Mieszkałem w Londynie. Poznaliśmy się podczas wymiany Polsko-Angielskiej.
- Gavin?! - krzyknęła zdziwiona i rzuciła się chłopakowi na szyję. Chłopak uśmiechnął się i objął ją w talii - Jeju, dawno się nie widzieliśmy. Ale się zmieniłeś. - pochwaliła go, a on się ponownie uśmiechnął.
- Ostatnim razem widzieliśmy się dwa lata temu. A co u Ciebie? Widzę, że się przeprowadziłaś.
- Mieszkam tutaj od niecałych pięciu miesięcy. A Ty co tu robisz? - wzięła łyk napoju gazowanego i schowała go do torby.
- Też się przeprowadziłem do LA. To u nas rodzinne. - zaśmiał się - Idziemy obejrzeć mecz?
- Jasne. - przytaknęła.
Usiedli koło Olimpii i Emma dała jej upragnioną, zimną Fantę. Na początku dziewczyna była lekko zdezorientowana towarzystwem nieznanego jej chłopaka, ale potem już w ogóle się nim nie interesowała, za to była wpatrzona w poczynania Arka.
- Mój brat z kumplem grają w tym turnieju - rzekła po chwili Emma.
- Tak? A którzy to? - spytał, rozglądając się po dwuosobowych drużynach.
- Tamte patiafiany. - wskazała ręką dwójkę chłopaków, ubranych w czerwone koszulki
- Moje dwie starsze siostry też grają. Maja na sobie jasnoniebieskie koszulki. - pochwalił się Gavin, po czym oboje zaczęli się śmiać.
- Wiesz ile taki mecz będzie trwał?
- No, wiesz.... Każda drużyna musi zagrać z każdą. Jeżeli zespół przegra dwa sety-wypada z turnieju. Do półfinału wchodzi tylko osiem zespołów, a do finału dwa. Trochę to potrwa. Tak gdzieś z trzy, max cztery godzinki. - próbował ją jakoś pocieszyć, ale ona się tylko skrzywiła.
- Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam zamiaru przesiedzieć tu czterech godzin, o ile nie dłużej. - mówiąc to wstała i otrzepała spodnie - Idziesz się przejść?
- No pewnie. - Uśmiechnął się do niej i wstał z krzesełka.
Ruszyli. Spacerowali po plaży w tę i z powrotem. Wspominali wymianę oraz wymieniali się swoimi zainteresowaniami. Okazało się, że Gavin jest całkiem niezłym kucharzem oraz interesuje się pływaniem. Potem udali się na mrożony jogurt i wrócili na mecz, albo raczej na końcówkę meczu. Gdy przyszli zobaczyli, że Arek i Seba stoją na podium z rzymskim numerem 1,a siostry Gavina na numerze 2. Chłopacy otrzymali ogromny puchar i nagrodę pieniężną w postaci dwóch tysięcy dolarów.
Gdy Sebastian schodził z podium, zauważył Emmę z jakimś typkiem i postanowił interweniować. Podszedł do rozbawionej dwójki i objął Emmę ramieniem.
- Tu jesteś, a ja Cię wszędzie szukałem. Gdzie byłaś cały mecz? - spytał i zmierzył chłopaka groźnym spojrzeniem.
- To Twój ten, no chłopak? - zapytał Gavin z lekką nutką strachu w głosie.
- Co?! Fuj! Nie! To mój starszy brat. Sebastian to jest Gavin. Gavin to Sebastian. - przedstawiła ich sobie z uśmiechem
- Emma, musimy już się zbierać. Zaraz mama wróci z pracy. - próbował jakoś odciągnąć młodszą siostrę od Gavina
- Jasne - odparła blondynka. Pożegnała się z chłopakiem, wymienili się numerami i rozeszli się.
- Powiesz mi, co to było?! - krzyknęła Emma, wchodząc do domu. Była wściekła na brata za tą całą akcję na plaży przed Gavinem. Teraz żądała prostych wyjaśnień.
- Ale co? - zdziwił się, kładąc torbę na podłogę i ściągając przepoconą koszulę.
- Ale co? - przedrzeźniała go. - Ty masz jeszcze czelność się pytać "Ale co"? Grh, jesteś...
- Wspaniałym bratem, który ochronił Cię przed cierpieniem. Nie ma za co. - posłał jej uroczy uśmiech.
- Jakie kurna cierpienie?! - wydarła się na niego.
- Słuchaj, gdyby Ross się dowiedział, że spędziłaś prawie cały dzień z innym chłopakiem, zrobiłby Ci niemałą awanturę. Wiesz przecież, jaki on potrafi być zazdrosny.
- Wiem... - powiedziała już spokojniej - Dzięki. - przytuliła brata i poszła na górę do swojego pokoju.
- Emma. - ktoś szepnął - Emma....Emma kurwa no! - wydarł się ten ktosiek, a dziewczyna wraz z pierzyną zleciała na podłogę i otworzyła zaspane oczy. Ujrzała przed sobą uchachanego brata. - Fajnie, że wstałaś.
- Po cholerę mnie budzisz. - burknęła i zakryła się puchową kołdrą.
- Potem wrócisz do swojej Krainy Motylkolalalandii, pełnej jednorożców, wróżek leśnych i tęczy. Jadę z Arkiem na turniej, a mama pojechała już do pracy, więc podnieś ten swój kuper i ubieraj się. Po za tym, mam coś dla Ciebie. - rzucił w nią najnowszą gazetą. Dziewczyna aż zaniemówiła. Pomimo tego zamazanego obrazu jaki widziała po przebudzeniu się, dojrzała zarysy postaci na okładce.
- Boże, to ja i Gavin! - krzyknęła, wstając do pozycji siedzącej - "Widać, że najwyraźniej Emmie Black (l.17) znudził się już gwiazdor Disney'a Ross Lynch (l.17). Przyłapaliśmy dziewczynę na plaży z innym chłopakiem. Czyżby krył się za tym mały romans?" - przeczytała co było napisane dużą czcionką pod ogromnym, na całą stronę A4 zdjęciem.
- I co teraz zrobisz? - spytał brat, ale w pokoju rozległ się dzwonek telefonu dziewczyny. Cały czas siedząc na podłodze, z gazetą na kolanach, sięgnęła po komórkę. Na wyświetlaczu widniała nazwa "Gavin". - Po prostu świetnie. - szepnął zły Seba. - Życzę powodzenia w odkręcaniu tego wszystkiego. - odparł i wyszedł, zostawiając bezradną siostrę samą z tym wszystkim. Gavin nie dawał jej spokoju. Ciągle wydzwaniał, a ona siedziała z tą cholerną gazetą w rękach, która jest najnowszym wydaniem J-14 - dostępnego na obszarze całych Stanów Zjednoczonych. Przyglądała się temu zdjęciu.
- Musieli wybrać akurat to?! - krzyknęła wściekła i rzuciła gazetą o ścianę. Zdjęcie przedstawiało ją i Gavina, gdy akurat obejmował ją na pożegnanie.
Dziewczyna położyła się na pierzynie, która wciąż leżała na ziemi i zaczęła płakać. Po sekundzie, na kawałek kołdry zaczęły kapać pojedyncze kropelki łez. Telefon znów zaczął dzwonić.
- Gavin. - mruknęła do siebie, gdy spojrzała na ekran. Postanowiła w końcu odebrać. Chłopak już dzwonił do niej piąty raz. - Halo? - szepnęła przez łzy.
- No, cześć piękna...Płaczesz? - zmienił swój wesoły ton na zatroskany.
- Co? *chlip* W cale nie. Zdaje Ci się.
- Nie kłam. Przecież słyszę. Zaraz do Ciebie podjadę, tylko podaj mi adres. - nalegał Gavin.
- Nie przyjeżdżaj. Błagam. To tylko pogorszy całą tą sytuację... - mówiła cały czas szeptem. Nie potrafiła głośniej, po za tym gula w gardle nie pozwalała jej na to.
- Co? Co się dzieje?
- Zobacz grudniowe wydanie J-14. To powinno Ci wszystko wyjaśnić. - znów zaczęła płakać.
- Kupię i zaraz przyjadę. Powiedź adres. - nalegał. Nie dawał za wygraną.
- Beverly Hills, S Lasky Dr. 1340
- Zaraz będę - rozłączył się, a dziewczyna padła twarzą na pierzynę. Czuła się koszmarnie. Przeniosła się po chwili na łóżko, okryła się szczelnie kołdrą i nagle zasnęła. Obudził ją dzwonek do drzwi. Wstała, narzuciła na siebie szlafrok w króliczki i zeszła na dół. Otworzyła drzwi. Stał w nich Gavin z czekoladkami.
- A to z jakiej okazji? - spytała, przyglądając się łakociom.
- Tak Cię przepraszam. Widziałem to wydanie. Jak chcesz, mogę to wszystko Rossowi wyjaśnić. A to? To, dla Ciebie na osłodzenie tej gorzkiej chwili. - zaśmiał się przy końcówce i podał kartonik dziewczynie.
- Dziękuję. Wejdź. - przepuściła go w drzwiach i usiedli na kanapie.
- To, co zamierzasz zrobić? Z tą gazetą?
- Masz prawko? - spytała, po chwili zamyślenia.
- Mam, a co?
- To świetnie. Musimy pojechać do studia Hollywood Records i wykupić wszystkie nowe wydania J-14 z tamtejszej księgarni, żeby Ross wychodząc z nagrań ich nie zauważył.
- I to jest Twój plan? - zdziwił się, unosząc jedną brew.
- A masz coś lepszego? Muszę puki co, trzymać te gazety z dala od Rossa. Potem wieczorem mu wszystko wyjaśnię. To, ja idę się ubrać i zaraz będziemy jechać...
- Nie wiem, czy starczy nam kasy na wykupienie wszystkich sztuk. To naprawdę nie jest dobry pomysł.
- To co, ja mam zrobić, hę? - spytała załamana. W oczach zbierały jej się łzy. Była zła na siebie, za tą całą akcję.
- Na razie może nic. Idź się ubierz, a ja zrobię Ci śniadanie. Pomyślimy jak zjesz. Może być? - zaśmiał się i udał do kuchni. Dziewczyna ciężko westchnęła i poszła się ubrać. Wskoczyła w jeansy i prosty T-shirt z flagą USA. Zbiegła ma dół, gdzie już czekało na nią śniadanie: kanapki z serem, szynką i pomidorem oraz herbata.
Usiadła do stołu, a Gavin naprzeciwko niej.Męczyła jakieś dziesięć minut jedną kanapkę.
- Wiesz co, świat się chyba na mnie uwziął, bo gdy Ross wychodził gdzieś z Paulą, to nie wspomnieli o tym słowem w gazetach. A kiedy ja spotykam jakiegoś chłopaka, to od razu muszą o tym trąbić wszystkie media. - załamała się, biorąc łyk herbaty.
- Jedź to szybciej. Zaraz ruszamy! - rozkazał po chwili Gavin. Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Trzeba działać. Kierunek - studio Hollywood Records!
- Co my zrobimy z tą toną magazynów? - spytała Emma dysząc i niosąc na ręka kilkadziesiąt egzemplarzy. Wykupili wszystkie sztuki z księgarni zaraz przy Hollywood Records, a potem z okolicznych sklepików. Ludzie za ladą dziwnie się na nich patrzyli, że kupują tyle wydań naraz. No, ale co zrobić? - Wiem! Zanieśmy je do mojego pokoju! - krzyknęła i zaczęli nosić kartony na górę. Upchnęli część do szafy, a resztę pod łóżko. Kilka też schowali w szufladę biurka. Zmęczeni padli na łóżko.
- Będę się zbierał. Siostry się pewnie martwią, że tak długo mnie nie ma. Po za tym muszę zaraz zjawić się na obiedzie. Długo nam to wszystko zeszło, bo jest już za dziesięć czwarta. - mówiąc to wstał i się przeciągnął. - To, kiedy się spotkamy? Muszę przyznać, że świetnie się dzisiaj bawiłem. Najśmieszniejsze było to, jak wpadłaś na Selenę Gomez i poturbowałaś ją tymi kartonami.
- Mi wcale do śmiechu nie było, wiesz? - burknęła zła i uderzyła chłopaka poduszką. - Dobra, zbieraj się. - zaśmiała się cicho i również wstała z łóżka. Odprowadziła Gavina do drzwi i potem padła na kanapę. Nie minęło piętnaście minut i ktoś zapukał. Emma podniosła się, by otworzyć, ale Ci goście sami weszli. Była to cała hołota Lynchów.
- Hej! - krzyknęła Rydel, przytulając przyjaciółkę. - Dlaczego nie odbierałaś telefonu? Dzwoniłam, znaczy dzwoniliśmy kilka razy?
- I nagraliśmy Love Me Like That bez Ciebie. - rzekł Ratliff, rozkładając się na kanapie z Rockym i włączając TV.
- Szkoda, ale przeżyje. - zaśmiała się blondynka. Nagle poczuła, jak ktoś obejmuje ją od tyłu. Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Rossa.
- Tęskniłem. - mruknął jej do ucha. - A Ty tęskniłaś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - uśmiechnęła się i przytuliła go do siebie. Cały czas gryzło ją sumienie, że musi mu powiedzieć prawdę, zanim dowie się tego z jakiegoś innego źródła. Nie wiedziała od czego ma zacząć i jak tą rozmowę poprowadzić.
- Ej, jest nowy odcinek CleverTV! - wydarła się Rydel i zaraz wszyscy usiedli na kanapę. Emma usiadła podłokietniku, zaraz obok Rossa. Dwudziestolatka chwyciła pilot i wzmocniła dźwięk. Zaraz na ekranie pojawiła się prezenterka, a obok niej w małym kwadraciku zdjęcie Emmy i Gavina. Siedemnastolatka zamarła. Spojrzała się na resztę, która wpatrywała się w ekran telewizora. Prezenterka powtórzyła to samo, co było na pierwszej stronie magazynu.Gdy skończyła Ross obrócił się do blondynki.
- Wyjaśnisz mi to? - spytał z lekkim zawahaniem w głosie i smutkiem w oczach.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Rozdział 50
Uwaga, uwaga, rozdział zawiera treści 18+
Czytasz na własną odpowiedzialność!
- Jak to się zgubiliśmy?! - krzyknęła zdenerwowana Emma. Zmroziłam wzrokiem siedzącego koło niej Rossa
- No normalnie. Chyba przeoczyłem jakiś zakręt albo coś - szepnął Ross, jadąc powoli pojazdem w lesie, w którym panował już półmrok. Dochodziła już godzina szósta, a oni krążyli po lasach Los Angeles, zamiast być już w ośrodku wypoczynkowego z resztą przyjaciół.
- Wiesz co? Skoro masz takie wypasione radio z GPS, to może byś tak użył tego cholernego GPS'u?! - wydarła się na niego wściekła. Cała miła atmosfera, która panowała w aucie jeszcze jakieś piętnaście minut temu, ulotniła się w sekundę. Emma wychodziła już siebie. Miała ochotę wrąbać Rossowi. Mówiła mu, użyjmy mapy, ale nie! On wolał iść za swoim instynktem, który zaprowadził ich nie wiadomo gdzie.
- No niech Ci będzie - rzucił od niechcenia i zbliżył rękę no monitora, by włączyć tryb GPS. Nagle silnik zgasł, samochód się zatrzymał i wszystkie światełka wraz z urządzeniami się wyłączyły - Kurwa - burknął do siebie i wyszedł z samochodu. Emma spojrzała się na niego z przerażeniem. Blondyn podszedł do bagażnika i otworzył go, a potem jedną ze skrytek z boku - Po prostu pięknie
- Co się stało? - spytała dziewczyna podchodząc do chłopaka i wtulając się w niego. Bała się. Dookoła ciemny las, pełen dzikich zwierząt, które mogą im zrobić krzywdę.
- Akumulator padł - burknął ponownie. Po jego wyrazie twarzy i zachowaniu można było wywnioskować, że jest wściekły. Dziewczyna wtuliła się w niego jeszcze mocniej, gdy nagle usłyszała jakieś szmery w krzakach. Chłopak gwałtownie przeniósł wzrok z akumulatora na trzęsące się krzaki - To tylko wiatr - powiedział spokojniej, ale sam, w głębi bał się, że zaraz coś tu na nich wyskoczy. Miał niemiłe wspomnienia z lasem - Może lepiej będzie, jak wsiądziemy z powrotem do samochodu?
- Jestem za - szepnęła rozdygotana blondynka i pobiegła w stronę drzwiczek. Chłopak zamknął bagażnik i także podszedł do przednich drzwi.
- Umm, Ross? - panikowała - Drzwi się zatrzasnęły
- Pokaż - odparł z lekką nutką strachu w głosie. Pociągnął klamkę. Nic. Ani drgnęły. Obszedł samochód dookoła i sprawdzał po kolei drzwi. Wszystkie zamknięte.
- Ross! - krzyknęła i już chciała podejść do niego, ale butem zahaczyła o wystający korzeń i wywinęła długą, rozbijając sobie przy tym kolano - Auć - syknęła z bólu. Ross zaraz zjawił się koło niej.
- Powinienem mieć w spodniach chusteczki, poczekaj - zaczął wyciągać przeróżne rzeczy, portfel, do którego były włożone dwie prezerwatywy, klucze od domu, telefon - rozładowany oczywiście - kostkę od gitary i jakieś paprochy - Jednak nie mam. Nie te spodnie - zaśmiał się lekko, ale dziewczynie wcale do śmiechu nie było. Pociągnęła go za bluzę, tak, że był teraz bliżej niej. W krzakach znów rozległ się przerażający szelest. Blondyn spojrzał w oczy dziewczynie, które błyszczały w świetle księżyca. Widać w nich było strach. Nagle blond włosa wpiła się w jego usta. On objął ją rękoma, by była jeszcze - na ile to możliwe - bliżej niego. Gdy oderwali się od siebie, znów rozległ się szelest, tym razem dołączyło do tego głośne warczenie.
- Ross! Ross! - krzyczała panicznie i wtulała się w niego. Bała się i to okropnie. Nigdy w życiu nie była w takiej sytuacji. Nie ma słów w żadnym słowniku, by opisać, co ona wtedy czuła.
- Dobra, chłopaki! Przestańcie już! - wydarł się nagle Ross. Emma spojrzała się na niego z niedowierzanie. Zza krzaków wyszedł Ellington, Rocky i Ryland. Wszyscy pękali ze śmiechu, łącznie z Rossem. Dziewczyna odepchnęła blondyna i gwałtownie wstał.
- Ty świnio! - krzyknęła zła - Uknułeś to wszystko po to, żebym Cię pocałowała tak? - zza krzaków wyszła również Rydel - Ty też? - zwróciła się do blondynki
- Przepraszam Em, ale chłopacy mnie do tego zmusili. Gdybyś Ty widziała swoją minę... - dziewczyna spojrzała się po twarzach rozchachanych przyjaciół
- Ale akumulator i, i te drzwi...
- Wszystko było zaplanowane. Gdy nie patrzyłaś wyłączyłem samochód i gdy wyszliśmy zamknąłem kluczem wszystkie drzwi - widząc niezadowoloną minę dziewczyny, blondyn przybrał poważną minę i chwycił ją za rękę - Przepraszam - podszedł do niej i już chciał przytulić, ale ona go odepchnęła
- Możemy już jechać, bo moje, zbite kolano bardzo mnie szczypie - burknęła zła
- Dobra - mruknął Ross otwierając drzwi od strony kierowcy - Chodźcie błazny, jedziecie ze mną - zaśmiał się, lekko głaszcząc naburmuszoną Emmę po ramieniu
- To tak, ja i Rydel bierzemy domek numer dziesięć. Rocky i Ryland, Wasz domek ma numerek siedem i jest trzy osobowy, w razie gdyby, Riker przyjechał. A Rossowi i Emmie przypada domek numer piętnaście. Wszyscy zadowoleni? - Ellington przeszedł wzrokiem po wszystkich, a że nikt nie miał nic, co do podziału, rozdał kluczyki. Wszyscy rozeszli się z przed recepcji do swoich tymczasowych budynków.
- Musze Ci przyznać Ell, że nieźle to zaplanowałeś - pochwaliła go Rydel, wnosząc swoje rzeczy do środka - Fajnie tu nawet - stwierdziła, rozglądając się po wnętrzu. Ściany okryte jasnymi, drewnianymi panelami, pod ścianą wielka kanapa, a koło niej dwa fotele. Na środku ława ze szklaną szybą. Na lewo drzwi prowadzące do małej łazienki, a na prawo drzwi do sypialni. Po lewej stronie wnęka, w której znajduje się kuchnia - kilka blatów, kuchenka, czajnik elektryczny i mała lodówka.
- To, co będziemy robić? - spytała po chwili ciszy Rydel
- Skoro jesteśmy nad jeziorem, to chodźmy nad jezioro! - ta wypowiedź wywołała u blondynki napad śmiechu. Ell do tego wszystkiego zaczął robić głupie miny, co jeszcze bardziej rozbawiło dwudziestolatkę.
- To idziemy? - spytała, ledwo łapiąc powietrze w płuca. Brunet chwycił ją za rękę i wyszli z domku. Po drodze pukali do przyjaciół, aby i oni wyleźli na świeże, leśne powietrze. Gdy wszyscy już raczyli wyjść, udali się na pomost, Rocky zrobił wielki rozbieg i w ubraniach wskoczył do wody. Zaraz za nim wleciał Ryland. Na pomoście zostali jeszcze Ross z Emmą oraz Rydel z Ellingtonem.
- Joł Ratliff, wskakuj! - krzyczał z wody Ryland. Długo nie musiał czekać, bo brunet cofnął się kilka kroków do tyłu i na bombę wskoczył do jeziora. Rydel z Emmą zaczęły się śmiać. Ross kątem oka spojrzał na siedemnastolatkę. Podbiegł do niej, chwycił w pasie i wskoczył z nią do reszty. Gdy Ross wynurzył się z wody, zaczął panikować, bo nie było Emmy. Reszta też była zaniepokojona.
- Emma! Emi! - darł się blondas. Nurkował w jej poszukiwaniu. Ale nic. Jakby się zapadła pod ziemię - a w tym przypadku -pod wodę. Nagle poczuł jak ktoś puka go w ramię. Energicznie się obrucił i o mało zawału nie dostał. Rydel zaczęła się tarzać ze śmiechu po pomoście, a chłopacy próbowali się nie utopić. Ross odetchnął z ulgą, bo osobą, która go pukała, okazała się być Emma.
- A masz. To, za to, ile się przez Ciebie i Twoją głupotę, strachu najadłam! - chwyciła go za ramiona i zaczęła podtapiać - A to, za rozwalone kolano. - gdy się wynurzył, ochlapała go
- A to, za brak wypłaty, po tej całej akcji - zaśmiał się Rocky i wszyscy się rzucili na biednego blondyna. Podtapiali go, chlapali, a on nie mógł złapać powietrza.
- Dobra, starczy. - rozkazała Emma - I jak, Ross? - zwróciła się do blondyna, który zaczął, się śmiać
- Wszystko dobrze - dziewczyna do niego podpłynęła i pocałowała mu usta. Usłyszeli brawa, które oczywiście należały do chłopaków i Rydel.
- A to, za co? - spytał, a uśmiech nie schodził z jego twarzy - Przecież mnie już pocałowałaś? - dziewczyna spojrzała się na niego zdziwiona - Nie, że mi to przeszkadza - podrapał się po głowie. Blondynka chwyciła za jego mokrą koszulę i przyciągnęła do siebie, po czym, delikatnie go pocałowała
- Dzieciarnio, już zbliża się godzina dziewiąta, a jutro mamy ciężki dzień - poinformował Ellington
- A co, pan organizator nam zaplanował na jutro? - prychnął z uśmiechem Rocky
- Zobaczysz. Jutro pobudka o siódmej
- No, chyba wypiłeś, za dużo wody z jeziora. Ja jutro o siódmej nie wstanę. Nie ma bata - kłócił się dziewiętnastolatek
- To zobaczymy - Ellington dalej stał na swoim
- No, zobaczymy - prychnął, wychodząc z wody
- To my sobie już lepiej pójdziemy - mruknął, jakby do siebie Ross, biorąc na ręce ociekającą wodą Emmę
- Jasne. Do jutra kochana - pożegnała ich Rydel i pociągnęła do domku Ellingtona, ale jeszcze przed tym musiała zaprowadzić młodszych braci do ich domku, bo gapy zapomniały, który jest ich.
Blondyn przyniósł Emmę na rękach z racji tego, że jeszcze ledwo mogła chodzić, chociaż radziła sobie już całkiem dobrze. Położył ją na sofie, która stała w salonie i przysiadł obok niej wpatrując się w okno.
- Sami. - mruknął znacząco, ale jego mina nie dawała nic po sobie poznać.
- Tak. Jako przyjaciele, of course. - blondyn spojrzał na nią zdziwiony. - No, wiesz, w końcu jeszcze nie poprosiłeś mnie, bym była Twoją dziewczyną.
- Nie żartuj sobie.
- Nie żartuję. - odpowiada z lekką dezaprobatą w głosie. - Albo się spytasz, albo...
- Albo co?
- Zapomnij. - Emma już chciała wstać wkurzona, ale zapomniała, ze stan pooperacyjny jeszcze ją od tego wstrzymuje.
- Oj, Em...
- Nie, Ross. Już dość się przez Ciebie wycierpiałam. - syknęła, a blondyn będąc skonfundowany przyklęknął do niej. - Chyba nie zamierzasz mi się oświadczyć? - pyta zdziwiona.
- Co? Nie, po prostu tak mi jest łatwiej. Ekhem... Emmo Black czy chcesz być moją dziewczyną... znowu?
- No, nie wiem, nie wiem. - świdruje oczami po pokoju, co chłopaka lekko wyprowadza z cierpliwości. - Okej.
- Okej?
- No, tak. A co źle? - pyta śmiejąc się.
- Nie, nie, nie... - chłopak podnosi ręce w obronie, wyraźnie ucieszony, ale trochę rozczarowany.
- Wiesz Ross... zimno mi.
- Widzę... - powiedział chłopak mrucząc. - Matko Boska! Nie założyłaś stanika. - ma rację. Pod mokrą, a na pewno zimną koszulką, sutki Emmy wyraźnie się wydłużyły i stwardniały. - No świetnie - pomyślała - Miss Mokrego Podkoszulka.
- Nie chciałam go moczyć.
- Wiesz... Wacuś jest wyraźnie zadowolony - przenosi wzrok na delikatną wypukłość w okolicach rozporka.
- Ross! - beszta go. Jednak widać, że źrenice obojga wyraźnie się rozszerzyły, a oczy blondyna pociemniały.
- Wiesz... chyba mam na coś ochotę...
- Na co? - pyta sceptycznie, jednak dokładnie wie co chodzi po głowie blondynowi. Ross siada koło niej na sofie i od razu wpaja się w jej usta. Emma zdaje sobie sprawę jak bardzo brakowało jej blondyna. Już dawno nie czuła takiego ciepła, które spływa jej po ciele i umieszcza się TAM, podczas gdy wszystkie mięśnie w jej podbrzuszu spinają się. Ich języki świdrują, szukają siebie, by utworzyć ten doskonały taniec. Po chwili Emma znajduje się na Ross'ie. Chłopak na zmianę pieści jej pośladki i lekko w nie klepie. Przy każdym klepnięciu Emma wpycha swój język głębiej czując na brzuchu narastającą erekcję chłopaka. Delikatnie kładzie palec wskazujący na torsie blondyna, najpierw zataczając koła w okół pierwszego, a potem drugiego sutka, które twardnieją pod dotykiem jej zręczniej ręki.
- I co suty stanęły? - dyszy.
- Tak, ale wolałbym, żeby ta ręka znalazła się na innej części mojego ciała.
- Mmm... musisz cierpliwie zaczekać.
- Czekałem na nas długo. Nie każ mi teraz. - jęczy.
- O nie! Wstrzymaj swój testosteron.
- Testosteron? - kąciki ust mu drgają.
- Tak.
- Już ja Ci pokażę mój testosteron. - mówi i szybko przerzuca się tak, że Emma znajduje się pod nim. Powoli zdejmuje jej koszulkę uwalniając na świat nagie piersi blondynki. Przykłada do nich nagrzane - od emocji - usta i zaczyna delikatnie ssać jedną brodawkę podczas, gdy drugą delikatnie szczypie i pociąga.
- Wiesz, co?
- Co? - dziewczyna dyszy pragnąc szybko poczuć go w sobie.
- Użyjemy tego. - blondyn bierze do ręki szlafrok, który leżał obok na pufie, bo Emma zapomniała zanieść go do łazienki na wieszak.
- Po co? - ale jej nie odpowiada. Ujmuje koniec paska przy jej szlafroku i powoli, rozkosznie i drażniąco, pociąga, rozwiązując kokardę, a potem go zabiera. Blondynka leży na kanapie sparaliżowana pod gorącym wzrokiem swojego chłopaka. Gładzi jego twarz wierzchem dłoni i ten dotyk odbija się echem po jego penisie, który nabrzmiewa krwią coraz bardziej.
- O nie, mała. Nie tak szybko. - syczy, przyprawiając ją o ogień w jej kroczu. Pochyla się i obdarza ją krótkim pocałunkiem. - Połóż ręce do tyłu. - Robi co jej każe. Pokój oświetla jedynie blade światło nocnej lampki. Generalnie nie znosi żarówek energooszczędnych - są takie ciemne - ale teraz, gdy jest prawie naga, cieszy się z przytłumionego światła, jakie daje. Ross dokładnie się jej przypatruje. - Mógłbym się na Ciebie patrzeć godzinami. - zawiązuje jej koniec paska na lewym nadgarstku, a drugi koniec przeciąga przez poręcz sofy. Następnie unieruchamia jej prawą rękę, mocno zawiązując pasek.
Kiedy jest już skrępowana, Ross wygląda jakby był w swoim żywiole. Schodzi z niej i pochyla się, aby przelotnie cmoknąć jej spragnione usta. Następnie wstaje, ściąga koszulę przez głowę, rozpina dżinsy i szybko się ich pozbywa.
Jest cudownie nagi. Cały dzień mogłabym na niego patrzeć - myśli Emma powtarzając słowa blondyna w myślach. Przechodzi na koniec łóżka, chwyta za kostki i szybko pociąga w dół, tak, że ramiona ma wyciągnięte i zupełnie unieruchomione.
- Ross? Co chcesz zrobić?
- Chcę się z tobą kochać. Poczuć Cię w sobie. - te słowa wywołują u niej lawinę doznań, gdzie kończy się w podbrzuszu. - Mianowicie chcę Cię zerżnąć. Moją piękną dziewczynę. I tylko moją.
Znów patrzy na jej rozciągniętą sylwetkę i uśmiecha się podniecająco. Kiedy się śmieje wygląda tak cholernie erotycznie, młodo i zupełnie jak nie ktoś, kto przed chwilą - w połowie - opuścił leczenie w zakładzie odwykowym.
Pociąga za pasek szlafroka i kanapa skrzypi złowieszczo, ale ona ma to gdzieś - całą trawi ja ogień.
- Chyba czas pozbyć się tych spodni. - mówi do niej, powoli dobierając się do guzika w jej szortach. Nachyla się nad nią składając pocałunki na jej brzuchu i delikatnie podgryzajac jej skórę, podczas gdy jej biodra spragnione doznań zaczynają się poruszać, wirując we własnym tańcu, rytmie.
Ona jęczy, gdy jego język świdruje coraz niżej, kierując się do jej kobiecości.
- Och... proszę... Ross.
- No dobra, mała...
Ross przerywa te słodkie tortury. Chwilę później słychać rozrywaną folię, a moment po tym blondyn wchodzi w nią. Szybko. Głęboko.
- O tak! - jęczy wbijajac się w jej delikatnie ciało. Ross nagle wychodzi z niej i przekręca ją brzuch. - Teraz tak. - Emmę ciągnie pasek od szlafroka, ale ma to gdzieś, ponieważ teraz ona I Ross grają w jednej grze. Wychyla się, uwalnia jej dłonie i pociąga do góry, tak, ze praktycznie siedzi na nim. Jego dłonie delikatnie pieszcząc jej biodra, a później zamykają się na jej piersiach ponownie pieszcząc brodawki. Emma muska nosem jego szyję, a on kąsa ją, zaczynając poruszać biodrami, rozkosznie powoli, raz po raz wypełniając ja sobą.
- Masz pojęcie, jak bardzo Cię kocham? - dyszy jej do ucha.
- Nie. - brak jej tchu.
- A właśnie, że wiesz. I nigdy, prze nigdy nie pozwolę Ci już odejść. - jęczy, coraz bardziej wypełniając ją sobą.
Szczytują oboje, dysząc i wołajac swoje imiona, zatapiając się w sobie. Ich oddech się uspokaja, ale nadal czują wzajemne pożądanie, które - mając nadzieję - nigdy nie zgaśnie.
- Och, Emma! - krzyczy.
- Kocham Cię. - mówi całując mu usta, a on odwzajemnia jej pocałunek. Nawet podczas rozwiązywania jej nadgarstków, nie puszcza jej ust, jakby się bał, że ktoś je skradnie.
- Kocham Cię, Emma. - szepcze jej do ucha i kładzie się koło niej. Zaczyna bawić się jej blond włosami. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę, a on się do niej uśmiechnął.
- Mam do Ciebie pytanko - pyta po chwili - Miałeś TO, zaplanowane? - chłopak lekko się śmieje
- Znaczy w połowie - dziewczyna unosi jedną brew - Miałem w planach kochać się z Tobą, ale za pomocą kilku, ekhem, gadżetów
- Co?! - zaśmiała się - Ale coś Ci chyba z tymi gadżetami nie wyszło
- Zapomniałem dyskretnie wyjąć je z auta. Są w bagażniku, także jakbyś chciała jeszcze raz, to...
- Na dzisiaj wystarczy - podniosła się i sięgnęła ręką po koc. Przykryła nim siebie i blondyna. Chłopak objął ją jedną ręką i razem usnęli.
Emma obudziła się wyspana. Przetarła oczy i przeciągnęła się. Poczuła, że coś jest nie tak, a mianowicie leżała przykryta błękitną kołdrą na wielkim łóżku. Rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w dość sporej sypialni. Ściany były beżowe i wisiały na nich abstrakcyjne obrazy, podłoga była z ciemnych paneli, a okno nad łóżkiem przysłaniała biała firanka, która poruszała się przez wiatr, który wlatywał do pokoju przez uchylone okno.
- Widzę, że panienka się obudziła - uśmiechnął się Ross, stojąc oparty o framugę drzwi. Był ubrany, znaczy w połowie. Na nogach miał jak zwykle swoje, podarte jeansy, zza których widniały różowe bokserki z American Eagle. Trzymał w ręku koszulę, którą miał zamiar nałożyć.
- Jak ja się tu znalazłam?
- Przeniosłem Cię tutaj, gdzieś nad ranem.
- A która jest teraz? - Ross przekręcił nadgarstek i spojrzał na wskazówki zegara
- Za pięć wpół do siódmej - dziewczyna otworzyła szeroko oczy
- Co? Jak to? I ja jestem wyspana o tej godzinie? - chłopak usiadł na brzegu łóżka - A co z Tobą? Wstałeś wcześniej niż ja! - zaśmiała się, przykrywając się pierzyną
- Nie mogłem już spać o trzeciej w nocy. Te brzęczenie komarów, yhhh.
- Jasne - dziewczyna usiadła i sięgnęła do swojej walizki po czyste ubrania. Ross wyszedł do kuchni, a ona poszła wziąć szybki prysznic. Gdy wchodziła do kabiny prysznicowej, mocno zabolał ją brzuch. Pomyślała, że to może te hamburgery z grilla, co były wczoraj na obiad. Odkręciła kurek od zimnej wody. Strumień wody oblał jej głowę i ramiona. Na dłoń polała sobie trochę żelu pod prysznic. Nagle poczuła jakąś ciepłą ciecz, spływającą po jej nodze. Przeniosła wzrok na swoją łydkę. Szlak - przeklnęła pod nosem - Ross! - wydarła się
- Tak?! - spytał, stojąc po drugiej stronie drzwi
- Wejdź! - rozkazała i zaraz chłopak stał na dywaniku przed kabiną prysznicową
- Stało się coś? - wyglądał na zmartwionego
- Tak. Będziemy dzisiaj pływać w jeziorze?
- Raczej tak, a co?
- Mógłbyś pójść do Rydel i poprosić ją o tampony? - jej policzki zaróżowiały. Nigdy nie przepuszczała, że o takie coś, będzie prosiła Rossa. Było jej po prostu głupio, ale blondyn wcale nie czuł się zażenowany tą prośbą. Wręcz przeciwnie. Czuł się taki potrzebny Emmie.
- A nie wolisz podpasek? - spytał poważnie, a ona się uśmiechnęła
- Jak idziemy pływać, to lepsze są tampony. Oj Ross, to są takie babskie sprawy, no - zaśmiała się - Nie zrozumiesz. Idź już, proszę. Nie chcę tu spędzić czterech dni
- Dlaczego, aż czterech? - spytał zdziwiony
- Nie zadawaj już pytań, tylko idź po te tampony! - chłopak widząc zdenerwowanie blondynki, uniósł ręce do góry i wyszedł z łazienki, zacierając ręce z zadowolenia
- Haha, wyrobiłem się - pomyślał. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Cieszył się, że wczoraj odbył stosunek z Emmą, bo dzisiaj by już nie mógł. Rozmyślał tak, przez całą drogę pod domek siostry. Kulturalnie zapukał w drzwi i czekał, aż ktoś im otworzy. Tym kimś był Ellington, w spodniach trzy czwarte oraz z ciemnozieloną koszulą z białym napisem "Eat, Sleep, Rave, Repeat".
- Witam, szanownego pana organizatora - zaśmiał się i podał brunetowi rękę na powitanie - Ja przybyłem z misją do Rydel Lynch - próbował brzmieć poważnie, ale nie wyszło mu to najlepiej, przez to, że Ellington dziwnie się na niego patrzył. Wskazał mu ręką, by wszedł do środka.
- Rydel, do Ciebie! - krzyknął i poszedł do kuchni nastawiać czajnik na kawę. Zaraz z drzwi łazienki wyszła blondynka. Miała na sobie szorty i krótki top.
- Co jest, Ross? - spytała siadając na jednym z foteli w "salonie"
- Masz tampony? - walnął od razu. Zaraz wyłonił się brunet z głupkowatym wyrazem twarzy i zaczął się śmiać.
- Wiedziałem, że kiedyś dostaniesz okresu, haha - brechał się, ledwo oddychając
- To nie dla mnie, idioto, tylko dla Emmy - dwudziestolatek oberwał z pięści w brzuch
- Zaraz zobaczę, czy mam - dziewczyna wstała i podeszła do półki, z której ściągnęła dużą kosmetyczkę - Podpaski mam, ale czy...ha! Mam. Proszę bardzo. A i nie myślcie sobie, ale to wszystko, co rzeście tam wyrabiali, nie było słychać. Krzyczeliście chyba na cały ośrodek.- uśmiechnęła się, podając zarumienionemu bratu małe pudełeczko
- Dzięki siostra, a słuchaj, czym różni się jedno od drugiego? - spytał, spoglądając na tampony i opakowanie podpasek, które trzymała jego siostra. Ellington uderzył się z bezradności w czoło. Rydel się uśmiechnęła do brata i położyła mu rękę na ramieniu
- Ross, to babskie sprawy. Ty akurat nie musisz wiedzieć, jak to wszystko działa. Ale powiem Wam obu - zwróciła się również do bruneta - Że wy-faceci-macie łatwe życie - chłopacy spojrzeli się na siebie, unieśli równocześnie prawą brew i wzruszyli ramionami.
Ross podziękował Rydel i udał się z powrotem do domku. Do łazienki wszedł bez pukania. Emma dalej siedziała pod prysznicem, ale gdy tylko zobaczyła Rossa, zakręciła lecącą wodę i wyjrzała zza szklanych drzwiczek kabiny.
- Proszę kochanie, tampony. Tak jak chciałaś - podał jej kartonik, a dziewczyna pocałowała go w policzek
- Dziękuję. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła.
- Pewnie siedziałabyś pod tym prysznicem cztery dni - zaśmiał się i wyszedł z łazienki. Nie minęło pięć minut, a w kuchni zjawiła się Emma. Ubrana jak zwykle w szorty i bluzkę. Ross parzył właśnie herbatę, która stała na blacie kuchennym, podpisana "Dla gości ośrodka". Blondynka podskoczyła i usiadła na szafce, zaraz obok chłopaka.
- Herbatki? - zaproponował blondyn, a dziewczyna nachyliła się, by zobaczyć jakiego jest smaku - Cytryna-mięta - odparł po chwili
- To z chęcią wypiję - podał jej kubek i sam oparł się plecami o szafkę.
- Słuchaj, jak dzisiaj wstałem i zobaczyłem Ciebie, taką piękną... - spojrzał na nią, a ona spuściła wzrok na substancję w kubku - ...I tylko moją. Uświadomiłem sobie, że to był nasz drugi raz - dziewczyna przeniosła wzrok z powrotem na chłopaka
- No faktycznie. Rany... - zaśmiała się, obejmując drugą dłonią kubek
- Dokładnie, rany - powtórzył - Nawet Riker i Magda więcej razy się ten teges - dziewczyna przewróciła rozbawiona oczami - Co Cię tak śmieszy?
- Nie, nic... - przeciągała odpowiedź i wzięła łyk herbaty
- Ta, jasne - zaśmiał się, także przybliżając usta do krawędzi kubka.
Dochodziła już godzina siódma, a Rocky z Rylandem jeszcze twardo spali. Jeden na kanapie, a drugi na podłodze. Dookoła nich leżały na ziemi jakieś opakowanie po chipsach,ciasteczkach, żelkach, kilka puszek po energetykach. Nagle słychać było, jak ktoś wszedł na schody pod drzwiami i wtem rozległa się donośna melodia z trąbki, tak jak w wojsku na pobudkę. Bracia zerwali się na równe nogi i przyłożyli dwa palce do czoła, zupełnie jak w armii. Spojrzeli na siebie wściekli. Melodia nie przestawała rozbrzmiewać po ośrodku. Ryland podszedł do drzwi i gwałtownie je otworzył.
- Ratliff, do jasnej chole....Riker?! - krzyknął zdziwiony. Rocky podbiegł do niego. Przed nimi stał Riker z trąbką przy ustach, a za nim Rydel i Ellington.
- Dzień dobry, śpiochy! - zaśmiał się starszy - Jak się spało?
- Dobrze, póki nie przylazłeś i nie zacząłeś trąbić w to gówno! - wydarł się na niego szesnastolatek, a Riker podszedł do niego i go objął, robiąc mu przy tym "kokosa"
- Przestań! - krzyknął rozzłoszczony, tym, że starszy brat jeszcze bardziej psuje mu fryzurę
- Ryry, a co Ty chciałeś powiedzieć do Ratliffa? - Rydel zmierzyła go wzrokiem. Skoro nie ma ich mamy, to ktoś musi im tu matkować
- Ale kiedy? - próbował się jakoś wymigać najmłodszy
- A jakieś trzydzieści sekund temu, gdy otworzyłeś drzwi... - spojrzała na niego podejrzliwie, ale potem się do niego uśmiechnęła - Nie będę Cię karała za to, że chciałeś powiedzieć "do jasnej cholery", jak to robi mama - chłopak odetchnął z ulgą i oparł się łokciem o parapet - Ale, tak jak mama nie znoszę bałaganu - Rocky z Rylandem spojrzeli się na siebie, a Rydel na nich i na wnętrze domku - I widzę, że będą kary
- No weź, Delly. Kochana siostrunio... - chciał udobruchać siostrę Rocky
- Nie siostruniuń mi tutaj - zmierzyła ich wzrokiem - W ramach kary...hmmm, wszyscy, powtarzam wszyscy - odwróciła się do Ellingtona i Rikera - Będziecie dzisiaj uczestniczyć na porannych ćwiczeniach fitnessu, które poprowadzę - uśmiechnęła się złowieszczo
- Ale Emmy i Rossa z nami nie ma - oburzył się Ryland
- Zaraz po nich pójdę. Macie pół godziny, żeby się przygotować. No ruchy, ruchy, ruchy! - wydarła się i nagle wszyscy się rozbiegli. Riker wleciał do domku braci-flejtuchów, a Ellington do swojego. Rydel otrzepała odruchowo szorty i udała się do Emmy. Delikatnie zapukała i weszła do środka.
- O wow, u Was to jest czyściutko - zagwizdała z zadowolenia
- Dzięki Rydel - zaśmiał się z kuchni Ross - Herbaty?
- Nie dzięki. Przyszłam Was poinformować, że za pół godziny rozpoczynają się ćwiczenia...
- Jakie ćwiczenia? - jęczał blondyn, a Emma rozczochrała mu ułożone blond włoski
- Karne ćwiczenia. Rocky i Ryland nieźle nabałaganili w domku, ale nie martwić się, to będą proste ćwiczenia fitnessu
- Fitness? Jak ja kocham fitness - rzekła uradowana Emma, a Ross zrobił wielkie oczy, zupełnie jak Rydel
- Poważnie? - nie dowierzała w słowa przyjaciółki - Gdzie Ty byłaś całe moje życie, dziewczyno? - dwudziestolatka podbiegła do niej i mocno ją przytuliła
- W Europie - zachichotała - To mamy pół godziny, tak?
- Tak
- Dobra, ja i Ross będziemy - chłopak spojrzał na nią z minką proszącego szczeniaczka, nawet wargi mu drgały, symulując płacz. Ona tylko pogłaskała go wierzchem dłoni po policzku
- Jacy Wy jesteście uroczy. Cudnie, że znów jesteście razem... - rozmarzyła się Rydel
- Co? To Ty wiesz? Jak? Ross, powiedziałeś jej? - rzucała pytaniami na boki
- Nie powiedział mi, ale cały ośrodek słyszał co dzisiaj robiliście - zaśmiała się, a Emma puściła buraka, zupełnie jak Ross, gdy poszedł rano do siostry z misją - No, mniejsza z tym, macie pół godziny. Zbiórka pod Starym Dębem. Ubierzcie najlepiej jakieś wygodne obuwie i najlepiej dresy, a nie rurki - klepnęła brata w udo - Picie Wam zapewnię - uśmiechnęła się na pożegnanie i udała się do swojego domku, gdzie jej narzeczony biegał, bo nie mógł znaleźć Adidas'ów. Blondynka tylko weszła, otworzyła jedną szafkę i podała chłopakowi parę butów. Stanął jak wryty, co dziewczynę rozbawiło. Szybko przebrała się w dres, włosy spięła w luźny kucyk i wyszła w kierunku głównego budynku ośrodka, w celu kupienia kilku butelek wody mineralnej. Gdy wracała, zauważyła kajaki na brzegu jeziora. Od razu wpadła na pomysł, jak spędzić dzień. Z siatką butelek udała się jeszcze do domku po przenośne głośniki i poszła na miejsce zbiórki, czyli pod Stary Dąb. Ku jej zdziwieniu, wszyscy tam już byli.
- Na dobry początek, chłopaki dziesięć okrążeń wokół dębu - spojrzeli się na nią błagalnie - Jazda! - rozkazała i zaczęła się rozgrzewka
- A ja, co mam robić? - spytała słodkim głosem Emma. Rydel rozglądnęła się wokół siebie. Wiedziała, że ze względu na jej stan pooperacyjny, dziewczyna nie może wykonywać ciężkich i trudnych ćwiczeń
- Wiesz co, może niech oni sobie tam biegają, a my już zaczniemy? - zaproponowała, a przyjaciółka przybiła jej piątkę.
- Dziewczyny - jęknęli równocześnie Riker i Ross - Prosimy, tak ładnie prosimy, dajcie nam spokój. My nic nie zrobiliśmy. To tamte pacany nabałaganiły - wskazali palcami na Rocky'iego i Rylanda, którzy ledwo biegali wokół dębu, który jest dość spory, do tego jest ogrodzony płotkiem, co dodaje trochę trasy do przebiegnięcia
- Ale, to im podziękujcie. No dalej chłopaki, jeszcze cztery okrążenia. Dacie radę - podnosiła ich na duchu dwudziestolatka, a oni tylko głośno wzdychnęli i ruszyli truchcikiem dalej
- To, co najpierw? - spytała Emma, podchodząc do telefonu podłączonego do głośników i włączając go
- Delikatna rozgrzewka. Dziesięć pajacyków i dziesięć przysiadów. Potem powiem, co dalej - posłała uśmiech siedemnastolatce i razem rozpoczęły ćwiczenia
- Jeden...dwa...trzy...cztery - Rydel liczyła pajacyki - [...] osiem...dziewięć... no, i dziesięć
- Delly już - wysapał Ross, wlokąc nogi "za sobą", jak reszta chłopaków
- Pięknie - klasnęła w dłonie - W nagrodę, możecie napić się wody... Jak już ugasicie pragnienie, dołączcie do nas - chłopcy mruknęli ciche "O bosz" i skierowali się ku ławce, na której leżała siatka z butelkami wody
- Teraz przysiady ...jeden...dwa... trzy...cztery...pięć... Ej, chłopaki! - wydarła się, widząc, że panowie rozsiedli się na ławce - Dołączajcie, albo będzie powtórka z biegania - zagroziła i zaraz znaleźli się koło nich
- Co teraz? - dopytywała się siedemnastolatka, po zakończeniu przysiadów
- Skłony - rzekła i wszyscy kontynuowali. Chłopacy oczywiście jęczeli, no ale musieli wytrzymać, te "tortury".
- Nigdy więcej fitnessu i Rydel w roli prowadzącej jakiekolwiek ćwiczenia - jęknął Riker padając na kanapę w domku - Ej, siotra miała rację, nieźle tu nasyfiliście - krzyknął, odrzucając z kanapy puszkę po Tiger'rze i kładąc głowę na poduszkę
- No przepraszamy, tato - mruknął Rocky, podnosząc z podłogi papierki - Jak podróż?
- Dwadzieścia godzin w samolocie nawet zniosłem. Nie było, aż tak źle.
- To chyba dobrze, co nie? - Riker spojrzał na niego. W jego oczach kryło się zmartwienie - Co Cię gryzie, tatusiu? - zaśmiał się, dosiadając się do brata
- Właśnie to - podparł głowę rękoma
- Czyli co? Nie kumam... - brunet pogubił się. Kilka razy "filtrował" swoją wypowiedź w głowie, ale nic takiego, co mogło być odpowiedzią na pytanie nie znalazł.
- To całe "tatusiu"... Po pierwsze, nie wiem jak my sobie z tym poradzimy. Niedługo trasa i te wszystkie koncerty, po za tym, ona mieszka w Warszawie, a ja w Los Angeles....
- Ej, Riker! Poradzicie sobie, zobaczysz - pocieszał brata Rocky
- A wiesz, co jest najgorsze? - młodszy potrząsnął głową na znak zaprzeczenia - Nie mogę się z nią skontaktować od paru godzin - odparł załamany. Brunet dojrzał, że bratu trzęsą się ręce
- Są strefy przecież....
- Właśnie! Między nami jest dziewięć godzin różnicy. Skoro u nas jest za cztery dziesiąta, to u nich dochodzi teraz siódma popołudniu, a kilka godzin temu też była przyzwoita pora. Martwię się o nią, Rocky - mówił drżącym głosem. Rocky'iemu łezka kręciła się w oku. Bolało go, gdy Riker tak cierpiał.
- Może pojechała gdzieś z rodzicami. Pamiętaj, że ona ma też rodzinę, która może ją wspierać - blondyn spojrzał na brata i objął go
- Dzięki, bro - poklepał go po plecach
- Do usług - zaśmiał się.
Drzwi do ich domku się otworzyły i stanęła w nich Emma. Uśmiechnięta od ucha do ucha
- Chodźcie chłopaki, idziemy na kajaki! - ogłosiła roześmiana i weszła do środka - Fuj! Jaki tu syf, ble - przeszły ją ciarki na sam widok papierów na podłodze
- Kajaki? Powaga? Czyj to był pomysł? - pytał Rocky, wstając z kanapy i kontynuując zbieranie pustych opakowań
- Rydel Mary Lynch - chłopaki przewrócili oczami - Macie pięć minut, by zjawić się na pomoście. Ratliff właśnie rezerwuje nam kilka kajaków. Pośpieszcie się, no! - poganiała ich i wyszła z domku, kierując się na brzeg jeziora
- Buuu! - krzyknął Ross, wyskakując zza jednego z domków z kapokiem na głowie
- Aaaa - udała przestraszoną
- Przyznaj, że się choć trochę wystraszyłaś - dziewczyna przewróciła teatralnie oczami
- Ty już mnie wystarczająco wczoraj wystraszyłeś....Kretyn! - Ross udał obrażonego
- Idiotka!
- Ćpun!
- Głupek!
- Kocham Cię!
- Ja Ciebie też, Emmo - pocałował ją delikatnie w usta - Tak samo, jak Rydel, cieszę się, że jesteśmy znów razem
- Chodźcie zakochańcy! - krzyknęła dwudziestolatka z pomostu - Zaraz podzielimy kto, z kim siedzi w kajaku!
- Już idziemy! - odkrzyknął Ross, biorąc Emmę za rękę i prowadząc ją do reszty. Trójca flejtuchów już tam była.
- A więc tak... - zaczął Ellington - Wynająłem cztery kajaki. Trzy dwuosobowe i jeden jednoosobowy-dla mnie - uśmiechnął się - W ramach większej integracji, podzieliłem Was z Rydel inaczej, niż jesteście w domkach. A więc, Riker płynie z Emmą, Ross z Rocky'm, Ryland z Rydel, a ja oczywiście sam. Zgadzacie się z podziałem? - Ross chciał już podnieść rękę i kłócić się z organizatorem Ratliffem, że to on powinien płynąć z Emmą, bo jest jej chłopakiem, ale brunet to olał - Okej, nie ma pytań, to płyniemy!
Wszyscy założyli ochronne kamizelki, zwane kapokami i pchnęli kajaki na wodę, gdzie potem do nich wsiedli. Z racji tego, że wszyscy wcześniej pływali już nimi, nie trzeba było tłumaczyć, na czym ta "zabawa" polega.
- Co tam u Madzi, Riker? - spytała Emma, odkładając na chwilę wiosło na kolana
- A Ty nie wiesz, przecież.... - podrapał się po głowie, również odkładając wiosło. Emma nie wiedziała o niczym, bo gdy to ogłaszali była w śpiączce.
- Ale o czym, ja nie wiem? - zdziwiła się dziewczyna
- Magda jest ze mną w ciąży - Emma zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia
- No, nie gadaj. To gratuluję, Riker. Życzę Wam szczęścia - widząc ponurą minę przyjaciela, położyła mu rękę na kolanie - Wiem, gryzie Was, jak sobie z tym poradzicie, prawda? Powiem Ci, że na moją pomoc możecie liczyć - chłopak od razu się rozpromienił
- Rozmowa z Rocky'm trochę podniosła mnie na duchu, ale nasza...teraz wiem, że nie muszę się, aż tak zamartwiać - nachylił się i przytulił siedzącą z przodu dziewczynę, co okazało się bardzo złym pomysłem. Ich kajak zachwiał się i przewrócił, wrzucając dwójkę do wody.
Wszyscy zaczęli się z nich śmiać. Riker porozumiewawczo spojrzał na Emmę i ona już wiedziała, co blondyn chce zrobić. Zdjęli kamizelki i położyli je na odwróconym kajaku, po czym zanurkowali. Najpierw znaleźli się przy Rossie i Rocky'm, którzy pękali ze śmiechu
- Na trzy - szepnął Riker opierając ręce na boku łódki. Emma wykonała to samo - Raz...dwa...trzy! - krzyknął i zaraz dwóch gamoniów pływało już w wodzie
- Co, teraz już nie jest Wam do śmiechu? - zachichotała i przybiła piątkę Rik'owi. Ross spojrzał się na bruneta i rzucili się na Emmę i Rikera. Podtapiali, chlapali, ale po pięciu minutach role się odwróciły i to dziewczyna z najstarszym ich torturowali.
- Widzę, że to już koniec kajakowania - zaśmiał się Ell, podpływając do chlapiącej się czwórki. Zaraz koło nich znalazła się Rydel z Rylandem.
- Skoro jest już wpół do drugiej, trzeba by jakiś obiad skołować - zastanowiła się blondynka, puszczając oko narzeczonemu
- Myślisz, o tym samym, co ja? - mruknął Ellington, podpływając do niej
- Ognisko! - wydarli się oboje, tak, że reszta spojrzała na nich ze zdziwieniem - No co? Nie jesteście głodni? - spytała z uśmiechem
- Jesteśmy, jesteśmy! - krzyknął Rocky, a Ross przewrócił oczami
- Ty to zawsze jesteś głodny - zachichotał Ryland, siedzący nadal w kajaku. Brunet zmierzył go wzrokiem i szybko podpłynął, by przewrócić łódkę. Udało mi się to. Szesnastolatek wraz z siostrą wylądowali w wodzie.
- Dla Ciebie nie będzie pysznej kiełbasy z ogniska. Dostaniesz tylko szklankę wody i suchy chleb - zagroziła mu dwudziestolatka - Okay, macie teraz czas na wysuszenie się, potem spotykamy się w miejscu wyznaczonym na ogniska, czyli koło Starego Dębu. Emma, gdybyś mogła jakoś szybciej wyrobić się z wysuszeniem, to pomogłabyś mi? Muszę kupić jedzenie w budynku głównym i je pięknie przygotować.
- No pewnie. Postaram się jak najszybciej przyjść - uśmiechnęła się. Wszyscy w try miga opuścili wodę i rozlecieli się po swoich domkach.
Zabawa przy ognisku trwała już do wieczora. Wszyscy śpiewali piosenki, grali na gitarach i oczywiście jedli. Najwięcej zjadł Rocky z Rossem. Gdy tylko zobaczyli karkówkę, ślinka im pociekła - i to dosłownie - i już po chwili, nie było ani kawałka na ruszcie. O godzinie ósmej zaczęli się już zbierać, ugasili ognisko i zaczęli pakować swoje rzeczy do samochodów. Rydel jeszcze nalegała, żeby Emma pojechała na chwilkę do nich, ale siedemnastolatka wolała już wracać do domu. Pożegnała się z przyjaciółmi i wsiadła do auta Rossa, który odwiózł ją pod dom.
- Jeszcze raz dzięki, Ross - rzekła wyciągając swoją torbę z bagażnika i kierując się ku drzwiom wejściowym
- Nie ma za co. To był naprawdę świetny weekend...Spędzony z Tobą - uśmiechnął się i pocałował ją w policzek
- Przyznam Ci rację - zaśmiała się
- Zadzwonię do Ciebie jutro, mała - odparł, ale zaraz zacisnął usta, bo przypomniał sobie, że ona nie lubi, jak się na nią mówi "mała".
- Spoko....duży - zachichotała i uderzyła go "po kumpelsku" w ramię - Do jutra - otworzyła drzwi i weszła do środka
- Do jutra - mruknął do siebie i z uśmiechem na twarzy udał się do samochodu, którym od razu popędził do swojego domu.
Emma weszła do salonu, a tam zastała Sebastiana oglądającego jakąś komedię. Postawiła torbę na schodach i dosiadła się do brata.
- I jak było nad jeziorem? - spytał, odwracając się do siostry
- Super. Świetnie się bawiłam. Oni są serio zakręceni - zaśmiała się pod nosem - Kiedy indziej pogadamy, bo jestem już zmęczona. Dobranoc - chłopak pocałował ją w czoło, a ona poszła do swojego pokoju. Rozpakowała torbę i brudne ubrania wrzuciła do kosza na pranie, a resztę porozkładała do szafek. Wzięła szybki prysznic i rzuciła się na łóżko. Przypomniało jej się, czego się dzisiaj dowiedziała o Magdzie i Rikerze. Wstała i podeszła do biurka, na którym leżał laptop. Włączyła go i zalogowała się na Skype'ie w celu porozmawiania z przyjaciółką. Ku jej zdziwieniu, Madzia nie była dostępna, a zawsze była. Zamknęła laptopa i wskoczyła pod kołdrę. Chwilę leżała, patrząc się w sufit. Sięgnęła ręką, by zgasić lampkę nocną i w momencie gdy to zrobiła, oczy jej się zamknęły i odpłynęła.
Witam, witam :D
Dobrnęliśmy do rozdziału 50! Nie wiem, jak Wy, ale ja nie mogę w to uwierzyć. Dla mnie cyfra 50, oznacza połowę czegoś, ale na pewno nie połowę tego opowiadania. Powiem Wam, że przed nami jeszcze długa droga, haha. Mam dla Was na dzisiaj zadanie. W komentarzu, napiszcie mi jakie wydarzenie albo cały rozdział najbardziej Wam się podobał. Jeśli nie pamiętacie jak to się wszystko potoczyło, polecam (dla tych odważnych) przeczytanie opowiadania od początku. Sama raz tak zrobiłam i muszę przyznać, że sporo się zmieniło w życiu naszych bohaterów. Oj dużo ;)
~Julia
Ps. Scenkę 18+ pisała Sylwia Łuczak. Dziękuję Ci, kochana ;**