środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 64

45 komentarzy=nowy rozdział
Cała trójka siedziała przy łóżku śpiącej Magdy. Nie odzywali się do siebie. Cisza jaka panowała była czymś przyjemnym i potrzebnym im wszystkim. Nagle na sali rozbrzmiała melodia The Script "Hall of Fame". Emma sięgnęła do swojej torebki.
- Kto to? - spytał Ross.
- Rydel - westchnęła blondynka - Trzeba jej udzielić jakiś informacji. Zaraz wracam. - wstała z krzesła i wyszła na korytarz, gdzie brakowało tylko toczącej się kuli siana jak w filmach Westernowych. Nikogo tam nie było. Siedemnastolatka przejechała palcem po ekranie komórki i odebrała.
- I co z nią? - spytała Rydel - Od razu mówię, że mam włączony tryb głośnomówiący. - dodała po chwili. Emma przysiadła na krześle i opowiedziała czego Riker dowiedział się od lekarzy. Dwudziestolatka była wstrząśnięta diagnozą. Chłopacy, który jej towarzyszyli również nie ukrywali swojego zdziwienia, bo co chwilę krzyczeli "Co?" lub "Niemożliwe". 
- Zaraz tam przyjadę. - oświadczyła Rydel i się rozłączyła. Dopiero wtedy Emma zauważyła, że Ross stał oparty o ścianę i przysłuchiwał się całej rozmowie. Siedemnastolatka spojrzała na niego zaszklonymi oczami i rzuciła mu się na szyję, zanosząc się głośnym płaczem. Było jej tak słabo. Nie wierzyła, że jej najlepsza przyjaciółka, którą zna tak długo, leży teraz na sali w szpitalu i jest w zagrożonej ciąży. 
- Ćśśś - szepnął Ross i pogładził ją po blond włosach. Jemu również doskwierała cała ta sytuacja. Nie mógł patrzeć, jak jego brat cierpi. Riker tak kochał Magdę i tak się stara by było jej jak najlepiej, jednak nie wychodzi z tego zbyt wiele dobrego. 
- Ale dla-dlaczego o-ona? - Emma dukała przez łzy, które strumieniami spływały po jej policzkach i moczyły koszulę Rossa. Blondyn nagle usiadł na krześle i posadził sobie siedemnastolatkę na kolanach. Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Życie nie zawsze jest kolorowe, skarbie. - rzekł i poprawił jej włosy za ucho. - Będzie dobrze, zobaczysz. Zanim się obejrzysz Magda będzie zdrowa, a w domu będzie słychać płacz małego dziecka. Potem Riker ożeni się z Magdą i wszyscy będą szczęśliwi. - zaśmiał się delikatnie i uniósł podbródek dziewczyny tak, by ich spojrzenia się spotkały. Nastolatka wytarła rękawem od swetra mokre policzki, a on musnął  usta blondynki, która początkowo była tym zaskoczona, ale po chwili przyciągnęła go bliżej i zaczęła pogłębiać pocałunek.
- A ty ni-nie mia-miałeś mnie nie cało-łować? - spytała i lekko uniosła kąciki swoich ust do góry. Chłopak nerwowo podrapał się po głowie.
- No taka była umowa. - mruknął i ku jego zdziwieniu Emma pocałowała go w prawy kącik ust. - Za co to? - spytał i uniósł brwi ku górze. - Bo raczej nie za to, że zerwałem z ciebie ręcznik, a potem dostałem od ciebie z liścia. - zaśmiał się i ponownie poprawił jej włosy za ucho. Dziewczynę przeszedł przyjemny dreszcz.
- Za to, że jesteś tutaj ze mną - ujęła jego twarz w dłonie. Siedemnastolatek znieruchomiał. - Czy ja wiem... - szepnęła jakby do siebie i wlepiła swoje oczy w swojego chłopaka. - Po co cię zmieniać? Prędzej czy później znów będziesz niewyżyty, bo teraz będziesz się hamował. Lepiej żeby w tym wieku popęd z ciebie "zszedł", bo potem będzie spokój. - poczochrała mu grzywkę i położyła ręce na jego barkach.
- To znaczy, że nie muszę się hamować? - w jego oczach błysnęły niepokojące dziewczynę iskierki. Kiwnęła niepewnie głową i w ułamku sekundy znalazła się przyparta do ściany. Blondyn napierał na nią całym ciałem, a jego ręce znajdowały się po obu stronach głowy Emmy, tworząc barierę. 
- Ross, może tak nie na szpitalnym korytarzu, co? - zaśmiała się, lecz Rossowi wcale do śmiechu nie było. Dostał od Emmy wyraźne pozwolenie i tak to sobie wmawiał.
- A co, wolisz w schowku na mopy? - wskazał jednym ruchem głowy na drzwi znajdujące się po ich lewej stronie.
- Wolę w domu, w naszym pokoju i w naszym dużym łóżku. - mruknęła mu na ucho, a chłopak poczuł, że w spodniach robi mu się coraz ciaśniej. Wypowiedziane, albo raczej wymruczane  przez Emmę słowa bardzo go nakręciły. Przez pewien czas wpatrywał się w zielono-niebieskie oczy dziewczyny, a prawym kciukiem dotykał delikatnie skórę jej lewego policzka.
- Kocham cię. - szepnął nagle Ross, nie odrywając wzroku od jej oczu. 
- A ja kocham ciebie. - szepnęła i wplątała palce w blond włosy chłopaka. - Wracajmy już do Magdy i Rikera.
- Okay. - westchnął, a dziewczyna się uśmiechnęła.
- Okay. - szepnęła.
- Nie flirtuj ze mną. - zaśmiał się.
- Okay. - spojrzała na niego, a on na nią. - Czytałeś...
- Tak. - nawet nie zdążyła dokończyć pytania. - Rydel też czytała. Przyleciała do mnie z płaczem, gdy przeczytała. A ty płakałaś?
- Trochę. - założyła kosmyk włosów za ucho i posłała chłopakowi delikatny uśmiech. - Gwiazd Naszych Wina jest świetną książką. - wywnioskowała po chwili ciszy. Ross odsunął się od niej i usiadł na krzesełku obok. Emma usiadła mu na kolanach.
- Nie mieliśmy wracać do Rikera? - spytał rozbawiony blondyn. Dziewczyna wzruszyła ramionami i spojrzała przez szybę na starszego Lyncha, który pochylał się nad ciągle śpiącą Magdą. Poprawiał jej włosy, gładził pierzynę, muskał skórę jej ramienia.
- Nie. Wydaje mi się, że chce być z nią sam na sam. - westchnęła i objęła Rossa za szyję. On przeniósł ręce na jej talię, przez co bardziej do niego przyległa. 
- A wy dlaczego nie u Magdy?! - do uszu obojga dobiegł donośny krzyk Rydel z drugiego końca korytarza. Szła w ich stronę, a za nią wędrowali Rocky i Ellington z reklamówkami. 
- Wyszliśmy na chwilę... - broniła się Emma, wstając z kolan siedemnastolatka.
- Czekaj, czy wy tutaj siedzicie od kiedy do ciebie zadzwoniłam? - spytała blondynka i przejęła od swojego narzeczonego jedną torbę.
- W sumie to tak. - jęknął Ross i podrapał się nerwowo po głowie.
- To ja zdążyłam wywlec ich z domu, przyjechać tutaj, a jeszcze wcześniej kupić jedzenie? - spytała dla upewnienia. Para skinęła nieśmiało głową. - Pięknie... - szepnęła, jakby do siebie i weszła do sali, gdzie siedział jej brat. Reszta poszła w jej ślady. W tym samym momencie Magda się obudziła i wszyscy zalali ją falą pytań i zaczęli się wzajemnie przekrzykiwać.
- Jak się czujesz?
- Coś cię boli?
- Jesteś głodna?
- Chce ci się wymiotować?
- Zawołajcie lekarza!
- Pomóc ci w czymś?
- Poprawić ci poduszkę?
- Cisza! - cała gromada energicznie odwróciła się w stronę drzwi, w których stała młoda, wysoka kobieta, ubrana w biały kitel. W ręku trzymała jakąś teczkę. Podeszła szybkim krokiem do łóżka Magdy i usiadła na krześle koło niego. - Nazywam się doktor Catherine Fricher. Doktor Schmitt oddał ciebie w moje ręce i od teraz będę się tobą opiekowała. - posłała Magdzie ciepły uśmiech i kontynuowała, przeglądając kartki w teczce. - Dobrze, a więc powiedz mi ile jadasz? Dużo, średnio, mało...
- No tak dużo. - odchrząknąwszy, wydusiła z siebie i poczuła, że Riker ściska jej dłoń. Spojrzała na niego spod długich rzęs. Blondyn przyglądał się jej z taką troską. Gdy tylko się odwróciła, uśmiechnął się do niej delikatnie i pogładził skórę jej dłoni.
- A rodzinka co uważa? - zwróciła się do reszty, odłożywszy teczkę na szpitalną szafkę.
- Dużo je. - westchnęła Rydel.
- Bardzo dużo. - szepnęła Emma.
- Je jak słoń. - Ross oczywiście dorzucił swoje uwagi. Wszyscy się na niego spojrzeli i wybuchli śmiechem. Nawet doktor Fricher zachichotała. 
- No dobrze. Zeznania się pokrywają - odchrząknęła rozbawiona. - A ile wymiotujesz?
- Często. - odpowiedział za nią Riker. Brunetka spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Ile dokładnie? - dopytywała się doktor Fricher.
- Umm, codziennie rano, czasami przed obiadem, wczesnym wieczorem i czasami późnym wieczorem. - westchnął blondyn. W sali zapadła grobowa cisza. Nikt się nie odzywał. Ross objął ramieniem stojącą obok niego Emmę, Ellington przytulił Rydel, Riker patrzył na Magdę, Rocky stał sam przy ścianie i patrzył na całe zgromadzenie, a doktor Fricher analizowała wcześniejszą wypowiedź Rikera.
- Bardzo nasilone mdłości - rzekła w końcu - To niedobrze. 
- Są na to jakieś tabletki? - spytała z nadzieją Emma i oparła się o łóżko Magdy. Lekarka sięgnęła do kieszeni w kitlu i podała leżącej siedemnastolatce mały kartonik.
- Zażywaj to rano i wieczorem, ale pamiętaj nie na pusty żołądek. - nastolatka kiwnęła głową i przyglądała się opakowaniu. - Postaramy się zmniejszyć występowanie mdłości tak, żebyś wróciła do domu z chłopakiem jeszcze przed nowym rokiem. Chyba żadne z nas nie chce, by Riker był smutny podczas noworocznego koncertu w Hershey, prawda? - spojrzała na dziewczynę, a potem na Emmę. Wszyscy ze zdumieniem patrzyli na lekarkę.
- Skąd pani wie o...
- Moja córka jest waszą zagorzałą fanką. Boże, co chwilę tylko słyszę, jak śpiewa wasze piosenki, a ściany w jej pokoju od podłogi do sufitu są poobklejane plakatami i kolażami zdjęć. - kobieta się zaśmiała, po czym wstała z krzesła. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby ułagodzić ci tą ciążę.
- Dziękuję. - szepnęła siedemnastolatka.
- A ty Riker, chodź proszę do mojego gabinetu. Muszę z tobą porozmawiać. - rzekła surowym tonem. Blondyna aż przeszły nieprzyjemne ciarki. Wstał z krzesła i ruszył za doktor Fricher.
- A takie pytanko Riker, wiesz co to są prezerwatywy? - spytała, a reszta wybuchła śmiechem. Blondyn puścił buraka, a grzywka spadła mu na oczy.
- Wiem. - burknął.
- Dobrze, że chociaż wiesz. - zaśmiała się i wyprowadziła chłopaka z sali, po czym udała się z nim na wyższe piętro szpitala.
- Kochana! - krzyknął Ellington i usiadł na krześle Rikera. - Doktor Ellington ma coś dla ciebie.
- Próbowałam go powstrzymać, ale nie udało mi się. - zaśmiała się Rydel i oparła o Rossa, który przyglądał się poczynaniom narzeczonego jego siostry. Chłopak położył sobie jedną z reklamówek na kolanach i zaczął wypakowywać z niej rzeczy.
- Lubisz żelki, prawda? - dziewczyna kiwnęła głową - To dobrze, bo kupiłem ci taki oto bukiet żelków! - krzyknął i położył pięknie zapakowany bukiecik słodyczy na szafce. - Mam jeszcze żelki z witaminami i sokiem owocowym... - na łóżko Magdy upadły trzy opakowania. - Oraz na poprawienie twojej odporności mam... Actimelki! - wydarł się i wyciągnął z siatki cztery czteropaki truskawkowych Actimeli.
- Boże, Ellington - zaśmiała się brunetka i otworzyła pierwszą paczkę z żelkami. - Wiesz, że nie musiałeś.
- Ależ musiałem. Dla moich pacjentów się poświęcam. - posłał jej głupkowaty uśmiech i wstał z krzesła. Magda chciała już wciąć żelka do ust, ale Rydel zabrała jej paczkę z rąk.
- A może byśmy tak najpierw zjedli jakieś śniadanko, co? - spytała blondyna i usiadła na krawędzi łóżka. - Chyba nikt z zebranych tutaj nic nie jadł, prawda? - rozejrzała się po wszystkich.
- No nie powiem, ja jestem głodna. - Emma chwyciła się za brzuch, w którym burczało już od piętnastu minut. Nie zdążyła chwycić kanapki, gdy wybiegała w pośpiechu z domu Lynchów z Rossem pod ręką.
- Tak też myśleliśmy - odezwał się w końcu Rocky, który obserwował wszystko spod ściany. Schował iPhona do kieszeni spodni i położył kolejną reklamówkę na łóżku. - Zajechaliśmy po drodze do SubWaya. Kupiliśmy kilka kanapek.
- Znaczy, gdyby nie ja, nie kupilibyśmy. - poprawiła brata Rydel i wypakowała pięknie zawinięte bułki. Rozdała wszystkim po jednej.
- Jezu, ale wy mnie rozpieszczacie. - westchnęła uśmiechnięta Magda i wzięła gryza swojej kanapki z podwójnym serem.
- Wcale nie! - wtrącił się Ellington - My po prostu kupujemy więcej bułek w SubWayu. - wszyscy się zaśmiali na słowa bruneta i kontynuowali pałaszowanie śniadania do czasu, gdy wrócił Riker. Dwudziestodwulatek usiadł na krześle, której wcześniej przytaszczył spod okna w sali.
- I co, o czym rozmawialiście? Dowiedziałeś się czegoś? - dopytywała Rydel. Riker spojrzał na nią i pokiwał przecząco głową. Nie minęła minuta i nagle kichnął.
- Zdrowie bracie! - krzyknął Ross, a Rydel pokręciła nosem. Wiedziała, że kłamał. To kichnięcie go zdradziło. Nie zamierzała jednak teraz prosić o tłumaczenia. Chciała z nim na spokojnie porozmawiać w domu.
- Rocky, a ty nie miałeś spotkać się dzisiaj z Alex? - spytała Magda i wyprostowała się na szpitalnym łóżku. Chłopak chwycił się za głowę, szepcząc "Oh Fuck".
- Zapomniałem! - krzyknął prawie na cały szpital. - Boże...
- Dzwoń do niej, albo nie. Lepiej jedź do niej. - rzekła Emma i spojrzała na panikującego dziewiętnastolatka. Rocky chodził w tą i z powrotem do sali, a reszta wbijała w niego wzrok.
- Niby jak mam jechać, skoro nie mam samochodu? - przystanął, a Ross rzucił w niego kluczykami od samochodu, który pożyczył od wuja Shora.
- Tylko nie zniszcz. - zaśmiał się, a Rocky wybiegł z pomieszczenia z prędkością uciekającego przed kojotem Strusia Pędziwiatra.
- Ależ on jest w niej zakochany. - Rydel rozmarzyła się, robiąc w powietrzu serduszko. Spojrzała na Emmę i Magdę, po czym we trzy głośno westchnęły "Awww".

Rocky wyleciał ze szpitala, jak na skrzydłach. Zwolnił przed wejściem, bo uświadomił sobie, że nie pamięta jak wygląda samochód wujka Shora. Klepnął się w czoło i pomału zszedł po oblodzonych i zaśnieżonych schodach. Powoli wędrował wzdłuż aut na parkingu i wciskał przycisk na kluczyku. Minął tak z dwadzieścia pojazdów i żaden z nich się nie "odezwał". Gdy miał już dzwonić do Rossa, głośno zapipał czarny Land Rower. Chłopak nieśmiało podszedł, otworzył drzwi i włożył kluczyk do stacyjki, po czym przekręcił. Odpalił.
- Czyli to ten. - zaśmiał się nerwowo i usiadł za kierownicą, zamykając drzwi. Wcisnął gaz do dechy i z piskiem opon wyjechał ze szpitalnego parkingu.
Zarówno centrum Denver, jak i jego przedmieścia wyglądały nieziemsko. Śnieg leżał po kolana, na domach i drzewach porozwieszane lampki świąteczne oraz mnóstwo ludzi na ulicach. Do tego piękna, słoneczna pogoda.
Rocky jadąc, cały czas rozmyślał, co powiedzieć Alex. Obiecał jej wyraźnie, że przyjedzie rano w pierwszy dzień świąt i razem gdzieś sobie wyjadą, czy to na odkryte lodowisko, czy do Starbucksa na cappuccino. Prawie wjechałby na przeciwny pas ruchu przez te swoje rozmyślenia. 
Dom krewnych Alex mieścił się również w Littleton, lecz szpital, w którym leżała Magda był w samym centrum Denver, przez co Rocky musiał cofać się w te świąteczne korki. Gdy w końcu podjechał pod jej dom, serce zaczęło mu mocniej bić. Przed budynkiem nie stało ani jedno auto. Miał dziwne wrażenie, że się spóźnił i nikogo nie ma. Wjechał na podjazd i wysiadł z samochodu, kierując się do drzwi. Uniósł pięść by zapukać i w tym momencie drzwi się otworzyły.
- Rocky! - krzyknęła Alex i rzuciła się chłopakowi na szyję. Dziewiętnastolatek odetchnął z ulgą. - Jednak przyjechałeś. - szepnęła mu na ucho i pocałowała go w policzek.
- Mówiłem, że będę rano. Przepraszam, zawaliłem. - odsunął się od dziewczyny i poprawił sobie grzywkę. Miał taki sam nawyk jak Ross. Robił coś z włosami, gdy się denerwował.
- Nie przepraszaj. - uśmiechnęła się i wciągnęła go za rękę do środka. - Zmarzłeś?
- Trochę. - potarł rękoma przedramienia i ściągnął z głowy czarną beanie. Dziewczyna pomogła mu zdjąć kurtkę, po czym odwiesiła ją na wieszak. - Jesteś sama? - spytał wchodząc głębiej do mieszkania. Przeszło go przyjemne ciepło i to nie tylko dlatego, że Alex była blisko niego.
- Tak. Reszta familii pojechała na łyżwy. - westchnęła i usiadła po turecku na kanapie przed kominkiem. - Boże, gdzie moje maniery! Chcesz coś do picia?
- Nie pogardziłby kubkiem gorącej herbatki. - uśmiechnął się, pokazując rząd zębów. Alex zachichotała i skocznym krokiem udała się do kuchni. Rocky jeszcze chwilę przyglądał się salonowi, a potem poszedł do Alex. Dziewczyna właśnie nalewała wodę do czajnika, gdy brunet usiadł przy wysepce.
- Jaką dokładnie chcesz herbatę? Jakieś specjalne zamówienie? - spytała, a chłopak zmarszczył brwi, co oznaczało, że intensywnie myśli.
- Jak masz to poproszę Earl Greya. - odpowiedział po chwili namysłu i podszedł bliżej dziewczyny. Przytrzymał ręce wokół jej talii, a brodę oparł na jej ramieniu. - A masz może coś mocniejszego? - Alex aż przeszły dreszcze po plecach pod wpływem wyszeptanych słów Rocky'iego.
- Co dokładnie chciałbyś? - uśmiechnęła się nieśmiało i postawiła czajnik na gazówkę. - Piwo, wino, czy po prostu whiskey Jacka Daniel'sa? - odwróciła się do bruneta, którego kąciki ust uniosły się w zadziorny uśmieszek. - Swoją drogą myślałam, że ty jesteś ten grzeczny w rodzinie. - zarzuciła mu ręce za szyję.
- Ja? Grzeczny? W tej rodzinie? Haha - zaśmiał się, lecz widząc niedowierzające, wielkie oczy Alex, uspokoił się. - Po pierwsze w tej rodzinie nie da się być grzecznym. To ta aura od Rossa. Po drugie, ja przeważnie jestem uważany za tego najgenialniejszego głupka. - dziewczyna pokręciła głową na boki.
- Najgenialniejszy głupek? - spytała zaskoczona - Przecież to masło maślane.
- Wiesz, jestem geniuszem w sprawach muzyki, ale jestem głupkiem w tych wszystkich pozostałych. - zaśmiał się i posadził nastolatkę na blat kuchenny. Dziewczyna nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Skoro chcesz coś mocniejszego, to w szafce na lewo jest wino, a kieliszki są nad twoją głową. - mówiła nie odrywając spojrzenia od oczu Rocky'iego. Chłopak sięgnął po potrzebne rzeczy i pociągnął Alex na piętro, wcześniej chwytając korkociąg. Po wejściu do pokoju dziewczyny, Rocky zamknął drzwi i położył się na łóżku. Alex zrobiła to samo.
- O której wróci twoja rodzina? - spytał sięgając po butelkę wina. Bez problemu wbił korkociąg w korek i wyciągnął go. 
- Pewnie wieczorem. - uśmiechnęła się i podała brunetowi swój kieliszek. Chłopak nalał jej i sobie, po czym oboje oparli się o ścianę i siedząc na łóżku powoli pili wino.
- Naprawdę cię przepraszam. - Rocky odezwał się po dość długiej chwili ciszy. Dziewczyna spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Przecież nic się nie stało. - Alex pocałowała go w policzek i oparła głowę na jego ramieniu. 
- Dzisiaj było tyle zamieszania, że ledwo ogarnąłem co robić. - zaśmiał się i wziął łyk alkoholu.
- Jakie zamieszanie?
- Magda zemdlała i przyjechała po nią karetka. Riker pojechał z nią, a Emma z Rossem jakieś pięć minut po nim. Okazało się, że ciąża Magdy jest zagrożona, ze względu na jej stan zdrowia. Pomimo że dużo je, jest chuda...
- Bo dużo wymiotuje. - wtrąciła się Alex - Znam to. Moja ciocia tak miała.
- I jak to się skończyło?
- Poroniła. - westchnęła i przybliżyła kieliszek do ust. - Z wujkiem bardzo starali się o dziecko. Ciotka kilka razy zaszła w ciążę, lecz zawsze działo się coś, przez co poroniła. W końcu im się udało chyba za szóstym razem.
- Jezus... - Rocky'iemu aż zabrakło powietrza w płucach po tej historii. Patrzył się przed siebie na pustą ścianę. - Czyj tak właściwie jest ten pokój? - spytał, aby w jakiś sposób rozluźnić atmosferę. Na myśl o tym, że Magda mogłaby poronić, ściskało go w żołądku, pomimo że to nie on był z nią w związku, a jego brat.
- W sumie to jest mój pokój. Dziadek z babcią urządzili go dla mnie. Gdy byłam młodsza, często tutaj przyjeżdżałam. Nawet na weekend.
- Powiem, że jest naprawdę ładny i nie mówię tego tylko dlatego, że ma zielone kolory, a ja za tym kolorem szaleję. - zaśmiał się, a dziewczyna razem z nim. Spojrzeli się na siebie, a potem na swoje puste kieliszki. - Dolewka?
- A co, chcesz mnie upić? - uniosła jedną brew, a kąciki ust bruneta zaczęły drżeć, jakby chciał powstrzymać się od uśmiechu.
- Wcale nie. - odchrząknął i sięgnął po stojącą na podłodze butelkę. Nalał do połowy kieliszków i odstawił na bezpieczne miejsce. - To, o której dzisiaj wstałaś?
- Możesz się mnie pytać o wszystko i akurat spytałeś o to? - spytała rozbawiona. Rocky poprawił sobie jednym ruchem grzywkę i patrzył na nią, oczekując odpowiedzi. - Skoro tak - westchnęła - Wstałam dzisiaj o dziewiątej, ubrałam się, zjadłam na śniadanie płatki zbożowe... A ty?
- Ja wstałem po jedenastej, łaziłem chwilę w piżamie...
- Boże Rocky! O czym my w ogóle rozmawiamy. To jest nudne. - zaśmiała się i odsunęła od chłopaka tak, że siedziała teraz na przeciwko niego.
- O czym w takim razie chcesz rozmawiać? - spytał, a dziewczyna wpiła się w jego ustach. Alkohol już zaczął działać. - Chyba nie chcesz ze mną rozmawiać... - wymruczał między pocałunkami. Alex usiadła mu okrakiem na nogach, a Rocky objął ją w talii, przyciągając bliżej siebie. Nastolatka nagle popchnęła go tak, że upadł na łóżko. Ona położyła się na nim i dalej całowała mu usta. Po chwili odsunęła się i usiadła obok niego.
- Przepraszam, to przez to wino. - zachichotała, widząc rozszerzone źrenice Rocky'iego. 
- Mi to akurat pasuje. - uśmiechnął się szarmancko, a siedemnastolatka położyła głowę na jego klatce piersiowej. - Poczekaj, wstań. - dodał po chwili. Dziewczyna podniosła się, a brunet ściągnął przez głowę swój T-shirt. - Teraz możesz się położyć. - Alex przewróciła rozbawiona oczami i ułożyła się na nagiej klatce piersiowej chłopaka. 
- Jedziesz jeszcze dzisiaj do Magdy? 
- Tak, ale najpierw muszę wytrzeźwieć. - zaśmiał się, sięgając znów po pustą do połowy butelkę wina. Znów rozlał do ich kieliszków.
- To już ostatni. - rozkazała Alex i odsunęła naczynie daleko, by Rocky nie dosięgnął z leżącej pozycji na łóżku.
- Już całe wypijmy. - jęknął.
- Nie! - krzyknęła Alex i zaczęła znów go całować. Brunet położył sobie dziewczynę na sobie i objął ją mocno, po czym jeździł dłońmi po jej plecach. Oboje szeptali coś do siebie między pocałunkami dopóki, dopóty nie zadzwonił telefon Rocky'iego. Chłopak z niechęcią sięgnął do tylnej kieszeni po iPhona. Na wyświetlaczu widniała nazwa "MAMA". Odebrał.
- No cześć, mamuś. - odezwał się i nagle jęknął, gdy Alex zaczęła składać pocałunki na jego szyi.
- Gdzie jesteś? - usłyszał głos matki.
- U Alex. - odpowiedział cieniutkim głosikiem. Dziewczyna nie współpracowała, gdyż zaczęła poruszać biodrami po jego kroczu. Rocky zacisnął usta, żeby nie wydawać żadnych dźwięków.
- Piłeś coś? - kontynuowała przesłuchanie.
- Tak. Wino. - słychać było, że kobieta głośno wzdycha.
- Jak tylko wytrzeźwiejesz, przyjedź do szpitala. - rzekła i się rozłączyło. W jej głosie brzmiała nutka załamanie. Rocky się przeraził.
- Chyba coś złego dzieje się z Magdą. - odezwał się w końcu, a Alex zaprzestała wszystkie czynności.
- A co dokładnie? - spytała, wstając z chłopaka.
- Nie wiem. Muszę tam jechać. Muszę wesprzeć Rikera...

Tak, znów takie jakieś dziwaczne zakończenie. Mam pytanie do blogerek. Czy Wam też się ciężko kończy rozdział? Bo mi strasznie. Nie potrafię odpowiednio dobrać słów, żeby brzmiało to tak zachęcająco. Anyway, jak widzicie Emma darowała Rossowi, a on puścił hamulce. Chcecie scenkę 18+ w następnym z tą parką w roli głównej? Może uda mi się coś nabazgrać :D 
Dzisiaj o 20:00 mija termin przysyłania One Shotów na konkurs. Rozstrzygnięcie  przewiduję na pierwsze dni roku 2015! 
Przepraszam za wszystkie błędy jakie pojawiły się w tym rozdziale, ale pisałam szybko, by dodać ten rozdział jeszcze przed Nowym Rokiem.
Życzę Wam udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku, Ptysie ;**
Do "zobaczenia" w przyszłym roku, haha :D
~Julia

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 63

45 komentarzy=nowy rozdział
Rydel obudziły promienie słoneczne, które wpadały do pokoju przed szparkę między zasłonami. Uniosła lekko głowę i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że leży na nagiej klatce piersiowej Ellingtona, a sama ma na sobie tylko bieliznę. Uśmiechnęła się do siebie i pocałowała usta dwudziestolatka. Jego kąciki ust zaraz się uniosły i spojrzał na nią spod lekko uniesionych powiek. 
- Dzień dobry. Wesołych Świąt. - mruknął zaspanym głosem i zaczął się przeciągać.
- Dobry, dobry - zaśmiała się - Dziękuję i wzajemnie. 
- Wyspałaś się? - spytał i podniósł się na łokciach. Dziewczyna kiwnęła twierdząco głową i położyła się na poduszce obok. Muskała delikatnie palcami obojczyk bruneta. 
- Jakie są plany na dzisiaj? - dodał po chwili i położył się na boku, podpierając głowę na prawej ręce. Rydel patrzyła mu w oczy.
- W sumie to nie wiem. Zwykle robimy co chcemy. Jedziemy na halę, urządzamy bitwę na śnieżki przed domem, lepimy bałwany, albo po prostu siedzimy w salonie całą rodziną i pijemy ciepłe napoje. Wymieniamy się różnymi historyjkami, zazwyczaj są one związane z minionymi świętami. - westchnęła po długim monologu. Chłopak kiwnął tylko głową. - Ale jest coś, co powtarzamy co roku. - w piwno-zielonych oczach  dwudziestolatka błysnęły iskierki. - O szóstej wieczorem wszyscy zbieramy się w salonie przy choince i śpiewamy różne świąteczne piosenki. My, jako zespół wykonujemy kilka swoich utworów, a potem rozpoczyna się coś w rodzaju konkursu karaoke. To naprawdę świetna zabawa. - zaśmiała się blondynka i zaciągnęła sobie kołdrę pod sam nos. Ellington przechylił głowę na bok i spoglądał na nią z wielkim uśmiechem na twarzy. Przybliżył się do niej i pocałował ją w czoło.
- Jacie... - westchnął po chwili - Fajne macie tradycje świąteczne. 
- Co nie? - zaśmiała się Rydel, wstając do pozycji siedzącej. - Ubieramy się? Pewnie śniadanie jest już gotowe i wszyscy na nas czekają.
- Myślisz? - spytał i sięgnął po swój zegarek, który leżał na szafce zaraz obok łóżka. - Jest dopiero dziesiąta dwadzieścia... trzy. - odparł po dokładnym zanalizowaniu wskazówek urządzenia.
- Dopiero? Chyba "już"! - krzyknęła i zerwała się. Oczom Ellingtona ukazała się różowa bielizna Rydel obszyta koronką. Gdy schyliła się by ubrać kapcie-króliczki, chłopak klepnął ją ręką w pośladek. Blondynka od razu się odwróciła.
- Nie zamieniaj się w Rossa, proszę. - jęknęła i podeszła do komody, w której miała pochowane swoje ubrania na święta. Wyciągnęła z niej pudrową, cienką koszulę, przez którą wszystko prześwitywało oraz dżinsy. Sięgnęła po kosmetyczkę i zniknęła za drzwiami łazienki. Chłopak zaczął się ubierać w pokoju, gdy nagle do środka wparowała bez pukania Emma.
- Umm... przepraszam Ell. - jęknęła, widząc chłopaka tylko w spodniach. - Gdzie Dells?
- W swoim drugim królestwie. - wskazała na zamknięte drzwi od łazienki. Dziewczyna się cicho zaśmiała i zapukała do przyjaciółki.
- Elluś, jeszcze chwilka! - krzyknęła dwudziestolatka, przemywając sobie twarz zimną wodą.
- To ja, kochana! - odkrzyknęła Emma i po chwili było słychać otwieranie zamka. - Co bałaś się, że ci Ell wparuje do łazienki? - zaśmiała się siedemnastolatka, zamykając za sobą drzwi.
- On jest przecież moim narzeczonym. Prędzej, czy później i tak zobaczy mnie nagą. - zachichotała i zaczęła nakładać na twarz nawilżający krem.
- To wy jeszcze...
- Nie. - dokończyła Rydel - Może i jestem staroświecka, ale dla mnie pierwszy seks powinnam przeżyć ze swoim wybrankiem po ślubie. - spojrzała w lustro i zobaczyła zdziwiony wyraz twarzy siedemnastolatki. - To aż takie dziwne?
- Nie. - odchrząknęła Emma - Wiesz co, nie sądziłam, że ktoś jeszcze tą "zasadę" stosuje. - cały czas wyglądała na zaskoczoną.
- Widzisz, Rydel Mary Lynch stosuje. - zaśmiała się - Tak właściwie to, co cię do mnie sprowadza? 
- Łazienka - odpowiedziała, nie zastanawiając się zbyt długo. - Ross siedzi w naszej łazience z półtora godziny, a ja chciałabym wziąć prysznic, umalować się, przebrać...
- Ty, a może mu się coś stało? Może wciąga coś. - zaśmiała się Rydel, wcierając krem w policzki. Emma spojrzała na nią z politowaniem.
- Tak, wciąga amfetaminę - przerwała na chwilę - Pomyśl troszkę, Dells. - popukała przyjaciółkę w czoło.
- Weź, bo jak ja cię zaraz popukam. - zagroziła jej, marszcząc brwi i zaciskając pięść. Jednakże w jej oczach cały czas widać było rozbawienie, które objawiało się jako różowe iskierki w jej piwnych tęczówkach.
- Tylko Ross może mnie pukać! - krzyknęła siedemnastolatka i zaraz obie wybuchnęły śmiechem. Doszło do nich na jaki temat przeszła ta rozmowa.
- Ej, panny! - Ellington uderzył pięścią w drzwi. - Nie pukać się tam! 
- Japa! - krzyknęły oby dwie i przybiły sobie piątkę. - Mówiłaś, że chciałaś wziąć prysznic, tak? - spytała Rydel, podając jej ręcznik. - Nie krępuj się. - skinęła głową w stronę kabiny prysznicowej.
- Ale że tak przy tobie? - zdziwiła się młodsza. Rydel zaniosła się głośnym śmiechem.
- Przecież mamy to samo... chyba. - zaśmiała się, ale przy końcówce otworzyła szeroko oczy.
- Oczywiście, że mamy to samo! - krzyknęła Emma i przejęła od blondynki dwa ręczniki. Podeszła do kabiny i ściągnęła przez głowę bluzkę, która spadła na podłogę. Po chwili dołączyły do niej spodenki, stanik i majtki. 
- Tylko zamknę drzwi, bo byłoby niefajnie, gdyby mój Elluś tu nagle wparował. - uśmiechnęła się Rydel i przekręciła zamek w drzwiach. - Jakbyś potrzebowała pomocy, to udzielę ci jej.
- Dzięki. - rzekła siedemnastolatka i odkręciła kurek od ciepłej wody.

Emma po wzięciu prysznica u Rydel wróciła do pokoju, w którym spała z Rossem. Zastała blondyna układającego sobie włosy przed lusterkiem na komodzie. W ręku trzymał okrągłe pudełeczko, w którym była pasta do włosów.
 - Nareszcie wyszedłeś! - krzyknęła i kopnęła drzwi nogą tak, że od razu się zamknęły. Chłopak najwyraźniej tak był zajęty swoją fryzurą, że podskoczył wystraszony, po głośnym uderzeniu drzwi o framugę.
- A ty gdzie byłaś, hmm? - spytał lustrując dziewczynę od góry do doły. Emma była owinięty w różowy ręcznik Rydel, a na głowie miała tak zwany turban. 
- Brałam prysznic. - odpowiedziała i podeszła do fotela, mocno trzymając górę ręcznika. Miała wrażenie, że Ross zaraz zerwie ten materiał z jej ciała. Nie myliła się. Blondyn jednym ruchem szarpnął ręcznik, który spadł na podłogę wraz z ubraniami, jakie trzymała dziewczyna w rękach.
- Ross! - krzyknęła i uderzyła go w policzek. Chłopak chwycił się za niego i głośno jęknął. Widać było czerwony ślad ręki nastolatki na jego twarzy.
- Dlaczego...auć... to zrobiłaś?! Jestem twoim chłopakiem! - krzyknął i usiadł na krześle. Pocierał ręką obolałe i spuchnięte miejsce uderzenia.
- Gdybyś się opanował, nie doszłoby do tego. - oburzyła się i owinęła się z powrotem ręcznikiem. - Ross, naprawdę musisz się opanować. 
- Ale ja nie potrafię. Zawsze jak jesteś przy mnie mam ochotę cię wyru... - zacisnął ręce na swojej bluzie, ale widząc groźne spojrzenie dziewczyny, zmienił ostatni wyraz. - Kochać! Mam ochotę cię wykochać! - krzyknął i uniósł dłonie w geście obrony. Emma już nic nie powiedziała, tylko zabrała swoje ubrania i poszła do łazienki. Ross widząc naburmuszony wyraz twarzy nastolatki, pobiegł szybko za nią i wsadził nogę między drzwi, a framugę przez co, nie zamknęły się.
- Przepraszam cię. - powiedział i podszedł do niej, mocno ją obejmując. - Czasami sam nie wiem, co robię, ani co się ze mną dzieje. 
- Musisz zapanować nad swoim popędem. - posłała mu poważne spojrzenie. 
- Ale jak?! - oburzył się i przybliżył do siedemnastolatki. - Musisz mi w tym pomóc.
- Zgoda. Pomogę ci. - odparła po chwili zastanowienia. - W związku z tym muszę przytyć, nie będę goliła swoich nóg, ani nie będę się malowała.
- Nie! - krzyknął błagalnie - Dobra, sam coś wymyślę. A ty, zostań taką, jaką jesteś teraz. Dbaj o siebie. 
- Okay, ale ty masz zakaz robienia takich dziwnych czynności i mam tutaj na myśli podwijanie mi sukienki, gapienie mi się na tyłek oraz klepanie mnie po nim...
- Ale całować cię mogę, tak? - zrobił oczka, jak kot ze Shreka i zaczął się nimi wpatrywać w blondynkę. Dziewczyna głośno wypuściła powietrze.
- Tylko w policzek. - ogłosiła po chwili.
- Co?! - pisnął - Teraz to cię trochę poniosło, babe.
- Wcale mnie nie poniosło. Chcesz nad tym zapanować? - chłopak kiwnął głową potwierdzająco - W takim razie, musisz się powstrzymać od tego typu rzeczy na jakiś czas.
- A jak długi jest ten "jakiś czas"? - zrobił cudzysłów w powietrzu i zbliżył się do dziewczyny.
- Pierwszy okres kończy się w twoje urodziny...
- O Boże - westchnął i nagle wpił się w usta Emmy. Otoczył ją swoimi ramionami tak, że przyległa do niego całym ciałem. Dziewczyna rozchyliła lekko usta tak, by Ross miał pełny dostęp choć na ten ostatni moment. Poczuła język chłopaka, który pieścił jej podniebienie, a potem jej język. Objęła go za szyję. Po kilku sekundach Emma odchyliła się lekko od chłopaka, który liznął jej język ostatni raz i przygryzł jej dolną wargę. 
- Już? - spytała odsuwając się od niego. 
- Eh... Już - westchnął - Ty tylko cztery dni. Wytrzymam.
- Wytrzymasz. - poczochrała mu włosy i wyrzuciła za drzwi łazienki. 
- W końcu sama. - szepnęła do siebie i nachyliła się nad umywalką. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się do siebie i sięgnęła do kosmetyczki po mascarę, która stanowiła pierwszy etap jej świątecznego makijażu.

Męska część rodzeństwa Lynch siedziała na kanapie w salonie i przeglądali kanały telewizyjne. W domu zrobiło się ciszej, gdyż większość ich krewnych już rano powyjeżdżała do swoich rodzin po za Denver. Dziewczyny krzątały się po kuchni i szykowały potrawy na śniadanie. Emma z Magdą nosiły sztućce i resztę zastawy na stół. Wszyscy byli nieźle wciągnięci w robotę. 
- Hej, wszystko w porządku? - spytała Emma i chwyciła za ramię Magdę. - Blado wyglądasz.
- To ten podkład. - odparła z wymuszonym uśmiechem i wzięła na ręce trzy talerze głębokie. Emma odprowadziła ją wzrokiem i również wzięła naczynia. Postawiła krok za progiem oddzielającym kuchnię od jadalni i nagle rozległ się huk zbijanych talerzy. Uniosła wzrok na Magdę, przed którą leżała sterta białego szkła. Brunetka upadła po sekundzie na ziemię.
- Riker! - krzyknęła donoście i zaraz z kanapy zerwał się blondyn. Przesunął odłamki szła na bok i położył głowę nastolatki na swoich nogach.
- Zadzwońcie po karetkę! - wydarł się i trzęsącymi rękoma poprawiaj kosmyki czekoladowych włosów swojej narzeczonej. 
Reszta chłopaków stała ja wryta. Nie wiedzieli co się dzieje. Po niecałych pięciu minutach pod dom podjechała karetka i ratownicy medyczni wbiegli do środka. Ross z Rockym pomogli położyć siedemnastolatkę na nosze, gdyż Riker był w zbytnim szoku by to zrobić.
- Jedzie pan z nami? - spytał jeden z ratowników. Riker kiwnął tylko głową i wyszedł, nakładając puchową kurtkę na ramiona. Usiadł w karetce zaraz przy noszach Magdy. Była taka blada. Zauważył, że jest dziwnie chuda. Obojczyk był bardziej widoczny, a nogi miała dwa razy chudsze niż miesiąc temu. Kurczowo trzymał jej dłoń, gdy ratownik siedzący koło niego nałożył brunetce maskę. 
Do szpitala dojechali bardzo szybko. Magda od razu została zabrana na salę, a Riker usiadł przed drzwiami na jednym z krzeseł. Koło niego siedział wyglądający na trzynaście lat chłopak. Słuchał muzyki i energicznie potrząsał głową. Nagle odblokował ekran i oczom Rikera ukazała się piosenka R5. Uśmiechnął się do siebie, a potem wstał. Chodził w tą i z powrotem. Niejednokrotnie był proszony o zajęcie miejsca siedzącego. Niestety miotały nim tak silne emocje związane z nagłym zasłabnięciem Magdy, że nie mógł usiąść w miejscu. 
Po pół godzinie czekania na jakiekolwiek wiadomości o stanie zdrowia Magdy, przeszedł po Rikera lekarz, który zajmował się nastolatką. Chłopak został zaproszony do gabinetu lekarskiego.
- Dzień dobry nazywam się doktor Schmitt i mam dla pana nienajlepsze wiadomości... - zaczął mężczyzna, gdy oboje spoczęli na krzesłach w gabinecie.
- Jestem gotowy na wszystko panie doktorze. - odparł odważnie Riker, lecz w środku trząsł się jak osika. By jakoś zatuszować jego stres, bawił się palcami pod biurkiem.
- Stan pani Wolf jest krytyczny... - po tych słowach Rikerowi zrobiło się gorąco. Zdjął czapkę z głowy i odłożył ją na kolana.
- W jakim sensie? Co jej jest dokładnie? - spytał drżącym głosem. Nie mógł dłużej udawać.
- Pani Wolf ma spore braki witamin w organizmie. Niedobór żelaza, wapna... - wymieniał lekarz, patrząc na wyniki badań. - Jest wychudzona, co w tym momencie nie powinno w ogóle występować. Pani Wolf jest w drugim miesiącu ciąży i powinna teraz dbać o siebie, bo od tego zależy rozwój płodu. Domyślam się, że to pan jest ojcem dziecka - Riker kiwnął głową - Musi się pan zająć swoja dziewczyną. Z nią naprawdę nie jest dobrze. Niestety, ale jestem zmuszony zostawić ją w szpitalu na święta. Jej  stan nie pozwala mi na wypuszczenie jej do domu. Będziemy jej podawali witaminy, by jakoś wzmocnić jej organizm. - mówił lekarz, a Riker siedział nieruchomo i nie dowierzał, że on sam doprowadził Magdę do takiego stanu. Nie był przy niej przez ponad miesiąc, gdy ona najbardziej go potrzebowała. Ściskało go za serce, a w gardle rosła gula.
- Panie Lynch wiem, że ma pan zespół i wyruszacie w trasę w lutym, ale w takim stanie w jakim jest Magda potrzebna jest jej pańska opieka i wsparcie. Zarówno pan, jak i Magda jesteście młodymi ludźmi i ta ciąża nie jest mile widziana... - przerwał na chwilę - Magda chodzi do szkoły?
- Tak, jest w trzeciej liceum. - odpowiedział Riker i zacisnął palce na czapce, trzymanej w ręce.
- Taka rada ode mnie. Proszę nie dopuścić do tego, aby Magda cierpiała w szkole przez coraz bardziej widoczny brzuch. Co prawda teraz go nie widać, ale już w marcu będzie on pokaźniejszy. Nastolatkowie w liceum mają taki zwyczaj naśmiewania się z dziewczyn, które są w ciąży. Sam miałem córkę, która zaszła w ciążę w trzeciej klasie licealnej. Ojciec dziecka ją porzucił i zostawił z tym samą. Jej psychika długo nie wytrzymała, co doprowadziło do samookaleczenia się, a potem do samobójstwa. Przez to, że całymi dniami pracuję w szpitalu nie miałem czasu dla córki i do tej pory tego żałuję, pomimo że minęło już pięć lat od jej śmierci. - westchnął lekarz. Riker nie mógł wydusić z siebie bi jednego słowa. - Nie dopuść do tego. - dodał po chwili.
- Gdzie leży Magda? - spytał od razu blondyn. Lekarz głośno westchnął i sięgnął po wyniki badań.
- Jest w sali zaraz naprzeciw tego pokoju. Póki co śpi i niech tak będzie. Musi regenerować siły. 
- Dobrze. Dziękuję. - uścisnął rękę z lekarzem i opuścił gabinet lekarski. Stanął przed drzwiami sali, na której była Magda. Leżała sama w pomieszczeniu na ostatnim łóżku, przy oknie. Riker pchnął drzwi i wszedł do środka. Kurtkę odwiesił na wieszak na ścianie i usiadł na krześle przy łóżku swojej dziewczyny. Wyglądała tak blado i niewinnie. Były do niej podłączone kabelki oraz rurka od kroplówki. Chłopak cicho westchnął i delikatnie dłonią przejechał po jej policzku. Nie ruszyła się. Dwudziestodwuletni blondyn spojrzał się za okno, na korytarz i zauważył, że przyszła Emma z Rossem. Rozmawiali z lekarzem. Nagle odwrócili się w stronę blondyna i cichutko weszli na salę.
- I co z nią? - spytała Emma, usiadłszy na drugim krześle. Ross oparł się o łóżko szpitalne Magdy. - Co mówili lekarze? - dodała po chwili.
- Doktor Schmitt mówił, że...
- Schmitt? - zaśmiał się Ross, przerywając starszemu bratu. Siedemnastolatka zmierzyła go groźnym spojrzeniem. Od razu się uspokoił. - Sorry. - mruknął i zaczął czytać wyniki badań swojej koleżanki.
- Mówił, że Magda ma spore braki witamin, że jest wychudzona i powiedział, że musi zostać w szpitalu na święta. - westchnął, a dwójka gości spojrzała się na niego z niedowierzaniem.
- Jak to wychudzona? - spytała zaskoczona Emma - Przecież widziałam ją, jak ostatnio je. Normalnie słoń by tyle nie zmieścił.
- Też jestem zdziwiony. - odparł Riker i ścisnął rękę Magdy.
- Wymioty... - szepnął Ross, a dwójka spojrzała się na niego. - Wymioty związane z ciążą. Ona może jeść dużo, ale i tak to wymiotuje. Ile razy zwróciła od kiedy jesteśmy w Littleton?
- Codziennie rano, potem po obiedzie ze dwa razy i czasami wieczorem... Raz było tak, że nie mogliśmy spać i w nocy zwymiotowała. - odparł Riker i zaszklonymi oczami spojrzał na brunetkę. - Jak ja mam to zatrzymać? Przecież ona się wykończy.
- Wiesz, jest coś takiego jak gumki, trzeba było tego użyć. - mruknął Ross i oparł się o rurkę łóżka. - Co? Taka jest prawda! - dodał, widząc zdenerwowany wzrok Emmy.Widać było, że dziewczyna bardzo przejmuje się stanem zdrowia swojej przyjaciółki.
- Poproś lekarzy o wypisanie jakiegoś leku na wymioty. Na pewno są takie, tylko potrzebna jest recepta. - odparła siedemnastolatka i poprawiła niesforny kosmyk włosów brunetki, który wylazł ze starannie związanego koka.
- Boję się o nią. - szepnął Riker i nagle po jego policzku spłynęła jedna, pojedyncza łza. Ross od razu to zauważył, podszedł do starszego brata i mocno go przytulił. 
- Będzie dobrze, bro. - rzekł, spoglądając na Emmę, której oczy również były zaszklone.


Witajcie, Ptysie :)
Tak, smutna końcówka rozdziału i ja nagle wjeżdżam z super radosnym przywitaniem. Cała ja, haha. Właśnie co do rozdziału... pewnie zauważyliście, że znów jest to część pierwsza. Tak, ostatnio polubiłam dzielenie rozdziałów. Dzięki temu więcej się wydarzy :D #YAY Ogólnie nie planowałam wcześniej tego całego wątku z Madzią i szpitalem, ale jakoś mnie naszło i postanowiłam to wplątać (To zdanie ma taki sens). Anyway...
ŚWIĘTA, ŚWIĘTA, ŚWIĘTA!
Czy Wy też się cieszycie z ponad dwóch tygodni wolnego? To więcej niż ferie zimowe na Pomorzu *.*  Myślę, że niestety nic już nie dodam na tym blogu przed świętami, dlatego chciałabym Wam życzyć...
Mikołaja w kominie,
jedzenia po szyję,
zielonej choinki, 
prezentów trzy skrzynki,
zimnego szampana,
Sylwestra do rana!
Trzymajcie się Misie i Wesołych Świąt! 
~Julia

wtorek, 16 grudnia 2014

Roczek *.* plus ważne informacje + konkursik :)

10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1...

To już ROK! 



1. Roczek *.* mojego kochanego Baby I think I've lost my mind! I jak tu nie być dumnym? :D
Dzisiaj, czyli 16 grudnia 2014 mija dokładnie rok czasu, od kiedy założyłam tego bloga i rozpoczęłam współpracę z platformą Blogger.com. Dzięki tej pracy rozwinęłam swoją wyobraźnie, zyskałam wielu czytelników mojego opowiadania i poznałam naprawdę wspaniałych ludzi.

Z tego miejsca chciałabym Wam wszystkim za to wszystko podziękować. Gdyby nie Wy, opowiadanie dawno miałoby swój koniec.
To Wy nakręcacie tę machinę!
Dziękuję Wam za 97 165 wyświetleń oraz 2 186 niezwykle motywujących komentarzy. Nadal nie mogę uwierzyć, że ten blog tak się rozkręcił. Nie dochodzi to do mnie... Pamiętam co sobie mówiłam zakładając go "Będziesz pisała dla siebie, bo nikt się tym nie zainteresuje." 
A tu proszę! Mam aż 92 wiernych czytelników. Jak dla mnie to naprawdę spora grupka. Pamiętajcie, że kocham Was wszystkich i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości spotkamy się osobiście na jednym z koncertów R5 <3 Kilka osób nawet mi pisało, że chce mój autograf, haha :D 

A teraz z innej beczki. Wiele czytelników domaga się takiego uogólnienia (sama nie wiem jak to ująć) wydarzeń w następnych rozdziałach. Nie chcę Wam spoilerować, bo to przecież nie oto tu chodzi, ale mogę Wam co nieco powiedzieć... a mianowicie:
- Gavin powróci. Oj, tak. Mam naprawdę fajny (według mnie) pomysł na jego rolę w tym opowiadaniu. Już się nie mogę doczekać tych rozdziałów :D 
- Nie minie nam również wesele Rydellington, na którym również będzie się działo
- Magda i Riker? Hmm... mam w głowie kilka wersji związanych z nimi i nie wiem, którą z nich mam wybrać. Muszę się zastanowić 
- R5 czeka trasa, nagrywanie albumów, a Ross będzie nagrywał TBM2  (cała akcja dzieje się w roku 2013-2014, dlatego wszystko jest takie opóźnione)
Czy coś jeszcze? Sama nie wiem...
A, zapomniałabym! Cassidy Morgan również powróci... ale to o wiele później. Pamiętacie ją w ogóle? To ta blondi co porwała Rossa i tak dalej. 

A teraz takie sprawy organizacyjne... 
Blog będzie miał 100 rozdziałów, nie więcej, ani nie mniej. Będą one dzielone na części tak, by jak najdłużej prowadzić to opowiadanie.
Wiele osób pisało mi na fb, gg i tt (jakie skróty haha), że chce zdjęcia postaci, które się pojawiły choć raz w opowiadaniu. Postaram się to zrobić w najbliższym czasie... ale według mnie lepiej jest jak samemu sobie wyobrażasz wygląd danego bohatera. No ale skoro chcecie, to mogę zaktualizować zakładkę "Bohaterowie".
- Pewnie większość z Was zdążyła już zauważyć zmianę wyglądu bloga. Tak, znów to zrobiłam. Bawiłam się CSS'em i tak oto powstał mój DRUGI w życiu szablon. Jestem naprawdę zaskoczona rezultatami, bo wyszedł naprawdę ładny... Ta skromność :D 


2. Konkursik! #YAY
Wpadłam na pomysł, by zorganizować taki mały konkurs na One Shoty. Wiem, wiem że nie jest to oryginalny pomysł, ale zawsze chciałam coś takiego zrobić i teraz trafia się idealna okazja. Ogłaszam ten konkurs akurat na długą przerwę świąteczną, aby każdy z Was miał możliwość napisania takiego O.S. Mam nadzieję, że kilka osób weźmie w tym udział :D 
Pewnie zastanawiają Was nagrody, prawda? No pewnie, że tak <3 
A więc... ekhem...
1 miejsce: otrzyma przedpremierowo nowy rozdział (czyli prawdopodobnie Rozdział 65. Rozdział 64 i 63 opublikuje jakoś w międzyczasie) oraz *werble proszę* kulminacyjną scenkę Rozdziału 69, HAHA
2 miejsce: otrzyma przedpremierowo nowy rozdział (napisałam wyżej, który dokładnie)
3 miejsce: pod 3 rozdziałami będę promowała bloga danego autora, chyba że akurat to miejsce przypadnie osobie, która takiego bloga nie posiada, wtedy wymyślę coś innego 
Mam nadzieję, że takie nagrody Was zadowalają. Pewnie zastanawia Was, czy będą jakieś wyróżnienia. Jeszcze nie wiem. Zależy to od ilości nadesłanych prac oraz od poziomu ich napisania :D
Oczywiście zapomniałam napisać o tematyce O.S. hmm... myślę, że skoro jest to blog o R5, a my wszyscy należymy do R5Family, to tematem będzie R5 XD Oczywiście jeśli ktoś chce, może napisać również o Raurze. Możecie pisać o wszystkim, ale musi to być związane z całym zespołem lub z poszczególnymi członkami :D
Przysyłajcie O.S. na mój gmail: julia.hejnar4@gmail.com
Termin przysyłania prac: 31 grudnia 2014 do godziny 20.00 
Termin rozstrzygnięcia konkursu przewiduję na pierwszy tydzień stycznia.
- Najpierw pojawi się post z informacją o zajętych miejscach, a następnie będę publikowała posty z Waszymi One Shotami.
Całuski ;**
~Wasza dumna jak paw 

Jeżeli zdecydujecie się napisać O.S. proszę powiadomcie mnie o tym w komentarzach poniżej.
Dziękuję :D

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 62 cz.III

45 komentarzy=nowy rozdział
- No, no Lex. - zaśmiał się starszy brat dziewczyny, robiąc zdjęcie telefonem - To będzie miało sporo lajków na facebooku. - para oderwała się od siebie, a nastolatka odepchnęła od siebie Rocky'iego, który opadł bezwładnie na podłogę. Rzuciła się na brata z pięściami.
- Ty gnido! Masz to usunąć! - darła się na niego, lecz uśmiech nie schodził jej z twarzy. Podobnie było z brunetem. Leżał, podpierając się na łokciach i przyglądał się jak jego koleżanka bije swojego starszego brata.
- Dobra, dobra. Usunę. - skapitulował chłopak i podał jej komórkę. Dziewczyna szybko usunęła zrobione wcześnie zdjęcie.
- Mike, możesz pójść do kuchni i zrobić mi oraz Rocky'iemu po kubku kakao? - poprosiła robiąc maślane oczka. Szatyn kiwnął z niechęcią głową i ciągnąc za sobą młodszego brata Jake'a, poszedł do kuchni.
- Wow, to się nazywa akcja. - zaśmiał się Rocky i podniósł się z ziemi. Zdjął kurtkę i buty, po czym położył w ganku. 
- Przepraszam cię za niego. On już taki jest i...
- ... i nic z tym nie zrobisz. - dokończył uśmiechnięty i podszedł bliżej siedemnastolatki, która również się do niego przysunęła. Byli naprawdę blisko siebie. Ręce chłopaka znalazły się nagle na jej biodrach. Czuł, że jest pewny tego, co robi. Dzięki temu pocałunkowi, zyskał energię do działania.
- Chodźmy na górę do pokoju. - szepnęła mu na ucho uśmiechnięta - Zaraz przyjedzie reszta rodziny z zakupów i zrobią mi aferę. Nie chcesz tego widzieć. - zaśmiała się i pociągnęła uśmiechającego się szarmancko bruneta. Weszli do pokoju na piętrze. Siedemnastolatka zamknęła za nimi drzwi i usiadła koło chłopaka, na kanapie która stała zaraz przy oknie. Przez chwilę wymieniali się nieśmiałymi spojrzeniami.
- Chciałem... znaczy chcę... eh - jąkał się brunet. Dziewczyna patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, co jeszcze bardziej go onieśmielało. - Podobasz mi się! - krzyknął nagle i zerwał się na nogi. Poczuł ulgę. W końcu to powiedział. 
Alexia przekręciła głowę na bok i uśmiechnęła się do niego. Rozbawiało ją jego zachowanie. Wstała i podeszła do dziewiętnastolatka, którego serce łomotało, jakby ktoś walił w nie młotem. Musnęła ustami wargi chłopaka i przyciągnęła go do siebie.
- Ty mi też się podobasz. - posłała mu szeroki uśmiech. Rocky miał wrażenie, że właśnie leci na chmurce, a dookoła niego są jednorożce i kolorowe żelki. Motyle rozsadzały go od środka. Objął dziewczynę mocno w pasie, a ona wtuliła się w niego. Kilka minut tak stali, gdy nagle do ich uszu dobiegła melodia kolęd i zaczęli się bujać delikatnie na boki. 
- Kakao dla zakochanych! - krzyknął Mike, zapukawszy do drzwi pokoju. Para odsunęła się od siebie. Alexia przejęła kubki od brata i podała jeden brunetowi. Usiedli z powrotem na kanapie.
- To... - zaczęła dziewczyna i objęła kubek z gorącą substancją. Wtem zadzwoniła komórka dziewiętnastolatka, którą musiał odebrać.
- To Ross. Muszę już wracać. - odrzekł wyraźnie smutny i wziął łyk kakao. 
- Zostań - nalegała nastolatka i przysunęła się bliżej chłopaka, który objął ją jednym ramieniem. 
- Bardzo  bym chciał, ale muszę pomóc w przygotowaniach przed Wigilią. Jeszcze Ross prosił mnie, żebym pojechał kupić kilka kartonów soku pomarańczowego. - przewrócił rozbawiony oczami i podniósł się z kanapy, lecz widząc smutne spojrzenie nastolatki, z powrotem na niej usiadł. - Zobaczymy się jutro. Przyjadę po ciebie samochodem mojego dziadka i przejedziemy się po Denver. Co ty na to?
- Jak na lato. - uśmiechnęła się i znów wtuliła w bruneta, któremu kąciki ust również się uniosły.
- Dobra, lecę. Do jutra. - wstał, pocałował dziewczynę w czoło i wyszedł z pokoju, kierując się do wyjścia.
- O mój... Rocky Lynch! - pisnęła nagle jakaś blondynka. Chłopak aż podskoczył wystraszony i po chwili się obrócił. Za nim stała niższa od niego o głowę dziewczyna. Posłał jej szeroki uśmiech.
- Tak to ja, Rocky Mark Lynch we własnej osobie. - uścisnął dłoń nastolatce, która robiła do niego maślane oczka. - A jak brzmi twoje imię?
- Ja? Jes... jestem... um... - jąkała się. Alexia widząc dołujące zachowanie swojej młodszej kuzynki postanowiła wkroczyć do akcji.
- To jest Beatrice Clifod moja młodsza o rok kuzynka z San Francisco.
- Możesz mówić do mnie Tris. - posłała mu niepewny uśmiech i założyła sobie kosmyk włosów za ucho. Dziewiętnastolatka nagle olśniło i przed oczami pojawił mu się Ryland idący za rękę z Beatrice. Spojrzał się na dziewczynę i uśmiechnął szarmancko.
- Skoro znasz mnie, to powinnaś też znać resztę i...
- Oczywiście, że was znam! Jestem waszą fanką! - wykrzyczała i przytuliła mocno chłopaka, któremu uśmiech pojawił się na twarzy. Gdy się od siebie odsunęli, dał jej numer telefonu Rylanda. Oczywiście Beatrice nie ukrywała swojej euforii. Po wyjściu z domu Alex, Rocky pojechał do supermarketu po soki w kartonie, o które prosił Ross i ruszył w kierunku domu dziadków.
- No w końcu... Rocky?! - krzyknęła Emma, gdy zobaczyła wchodzącego do kuchni dziewiętnastolatka. - Z tego co pamiętam wysłałam Rossa po napoje. Dzwonił do ciebie?
- Tak i tłumaczył się, że musi pojechać do centrum handlowego po kilka prezentów. - zaśmiał się i postawił kartony na blat. Dziewczyna zmrużyła oczy i lustrowała chłopaka od góry do dołu.
- Po prezenty? Teraz? - zdziwiła się. Brunet wzruszył ramionami i skierował się do salonu. Magda, która stała przy kuchence i przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół, podeszła do blondynki.
- O czym tak myślisz? Pojechał po prostu po prezenty. - dziewczyna poklepała blondynkę po ramieniu.
- Nie no jest okay, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że on coś kombinuje. - westchnęła i przygryzła wargę. Magda się cicho zaśmiała. - Co? - oburzyła się.
- Masz takie wrażenie? Jak dla mnie, to jest oczywiste, że on coś planuje.
- Pięknie. - prychnęła i wróciła z powrotem do nakładania potraw na talerze, a Magda znosiła je na stół. Stormie z Markiem i dziadkami Lynch również pomagali w kuchni, małe dzieci bawiły się w salonie wraz z Rockym, Ellingtonem i Rydel, a Riker i Ryland siedzieli u siebie w pokojach i przebierali się w czyste ubrania.
- Ej, kto wygrał bitwę na śnieżki? - spytał Rocky, odkładając klocki LEGO, z których układał właśnie wielką wieżę.  
- Wygraliśmy my - odezwał się Gator - Ale najlepsze było, jak Riker oberwał w dzwonki od Bostona. Widać było, że go nieźle bolało. - zaśmiał się i sięgnął po kolejnego klocka.
- Cały czas chodzą mi jego krzyki po głowie "Magda! Pomóż mi! Chodźmy do domu!" - Ellington próbował nie pęknąć ze śmiechu. Widok kulejącego blondyna, trzymającego się za krocze bardzo go rozbawił i dalej siedział w jego głowie.
- To sporo mnie ominęło. - Rocky zachichotał, a Rydel przysunęła się do niego i objęła go ramieniem.
- A ty jak się bawiłeś? - spytała. Dziewiętnastolatek spuścił głowę. - Aż tak źle? Co żeś zrobił, deklu?! - wydarła się na niego.
- Pocałowałem ją - mruknął, jakby do siebie. Blondynka wydała z siebie stłumiony krzyk radości i zaczęła ściskać młodszego brata. Ellington patrzył się na przyjaciela z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.
- Czyli Rolex?! - krzyknęła z kuchni Emma. Wszyscy zebrani zwrócili swoje spojrzenia na speszonego Rocky'iego. Chłopak uniósł głowę, zacisnął wargi tak, że utworzyły kreskę, ale po chwili jego kąciki ust się uniosły, a w oczach błysnęły iskierki.
- Czyli Rolex. - uśmiechnął się sam do siebie i padł na oparcie kanapy. Dalej nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. 

- No w końcu jesteś. Gdzieś ty był?! - wydarła się Emma na Rossa . Chłopak właśnie ściągał z siebie ośnieżoną kurtkę i wieszał ją na wieszak. - Martwiłam się o ciebie, ty matole! - podeszła do niego w celu przyłożenia mu, lecz on chwycił ją w talii i uniósł do góry. 
- Tak, ja też cię kocham. - pocałował ją w policzek, a ona zarzuciła mu ręce za szyję i wplotła palce w jego blond włosy. 
- Nadal nie odpowiedziałeś mi na pytanie - nadymała usta - Gdzie byłeś?
- Gdzie ja byłem? - powtórzył pytanie, a dziewczynę kiwnęła twierdząco głową. - W... centrum handlowym? Tak, w centrum handlowym.
- Jesteś pewny, że tam byłeś? Wahasz się... - spojrzała mu w oczy.
- Jestem pewny. - uśmiechnął się, lecz nie był to szczery uśmiech... tylko taki przyklejony.
- Kłamiesz! Ty coś ukrywasz! - krzyknęła, zsunęła się i stanęła na nogach. Chłopak spojrzał na nią błagalnym spojrzeniem, ale ona była nieugięta. Założyła ręce na klatkę piersiową i zaczęła tupać odruchowo nogą.
- Nie kłamię i niczego nie ukrywam! - podniósł ręce w geście obrony i schylił się, by ściągnąć z nóg ciężkie, zimowe buty. Blondynka bez słowa wyszła, zostawiając chłopaka samego i dosiadła się do stołu, przy którym siedziała już cała reszta rodziny. Po chwili przyszedł również Ross.
- Skoro rodzinka jest w komplecie, a na niebie świeci już pierwsza gwiazda, to mi nie pozostaje nic innego, jak życzyć moim dzieciom, wnukom, mojej żonie i całej reszcie Wesołych Świąt! - krzyknął dziadek Lynch - Proszę, częstujcie się. 
- Nawet o tym nie myśl... - syknął Rocky, gdy zobaczył, jak Ellington szykuje się na większe udko z kurczaka. 
- Ale przecież są dwa! - oburzył się dwudziestolatek.
-Ale ja chcę to większe! - krzyknął i rzucił się na mięso. Emma z Rossem spojrzeli się na siebie i wybuchnęli śmiechem. Reszta tak samo.
- Teraz widzisz, co ja przechodzę podczas świąt Bożego Narodzenia. - rzekł i objął ją ramieniem. Ona oparła o niego głowę. - I jakoś nie narzekam. - dodał po chwili.
- Mieć tylu zabawnych braci, to naprawdę szczęście. - szepnęła i nagle poczuła jak ręka Rossa, która wcześniej leżała koło widelca, przeniosła się na jej kolano. Blondyn delikatnie przenosił dłoń wyżej, ku sukience dziewczyny. Chwycił za jej skrawek i uniósł do góry, a jego ręka powędrowała...
- Ross - mruknęła, gdy poczuła palce chłopaka między swoimi udami. - Przestań! - uniosła się. Blondyn uśmiechnął się do niej i kontynuował. 
Nagle Rocky'iemu spadł widelec na podłogę i narobił niezły hałas, jednakże ani Ross, ani Emma nie zareagowali. Dziewiętnastolatek zanurkował pod stół w poszukiwaniu sztućca. Wtem wszystkie talerze, szklanki i reszta zastawy podskoczyła do góry. Para odsunęła się od siebie.
- Oślepłem! - krzyknął Rocky, gwałtownie wychodząc spod stołu i masując sobie głowę, którą poobijał. - Jezus, zaraz się zrzygam! - wybiegł z salonu prosto to toalety - Ja to mam cały czas przed oczami! Pomocy! - darł się zza drzwi. Mark spojrzał się na uradowanego Rossa oraz speszoną Emmę. Wskazał palcem na syna, a potem kiwnął głową na znak, że chce z nim porozmawiać. Blondyn wstał z krzesła i wraz z ojcem wyszedł do kuchni.
- Siadaj. - rozkazał chłodnym tonem mężczyzna. Siedemnastolatek wykonał to polecenia bez żadnego "ale".
- Tak? Coś się stało? - spytał, położywszy złożone dłonie na drewniany stół. Ojciec zmroził go spojrzeniem. Nastolatek od razu się wyprostował, widząc nieprzyjemny wzrok taty.
- Ross Shor Lynch wiem, że dorastasz, że zmienia się teraz twoje nastawienie... że poświęcasz więcej czasu swojej dziewczynie i chcesz być blisko niej cały czas, ale proszę cię, daruj sobie przy wigilijnej kolacji. - chłopak chciał już coś powiedzieć, ale Mark nie dał sobie przerwać. - Też byłem w twoim wieku i zachowywałem się jak ty...
- Poważnie? Oh wow! - zaśmiał się blondyn.
- Znaczy prawie jak ty, Ross...
- Pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika! - krzyknął roześmiany. Mark również się uśmiechnął. 
- Reasumując... tak żebyś zrozumiał... powstrzymaj się proszę od tego typu czynności zwłaszcza, że tutaj są dzieci. Skoro tak bardzo jej pragniesz, to idźcie na piętro, albo jedźcie do domku dziadków zaraz nad stawem nieopodal... Rozumiesz?
- Tak jest! - wstał na równe nogi i przyłożył dwa palce do czoła. - A teraz niech szanowny pan Tata wybaczy, ale muszę obgadać jedną sprawę z Emmą.
- Tylko macie być cicho. - uprzedził syna Mark.
- Nie oto mi chodziło. Planujemy coś something special dla dzieci. - uśmiechnął się szeroko i w podskokach pobiegł do jadalni. Zauważył, że Rocky siedzi już na swoim miejscu i rozmawia z Gordym. Po ich wyrazie twarzy doszedł do wniosku, że tegoroczne piżamowe bieganie będzie czymś naprawdę zabawnym. 
- Dostałeś opiernicz? - szepnęła swojemu chłopakowi na ucho, gdy ten usiadł na krześle. Blondyn spojrzał się na nią z politowaniem.
- Takie szybkie kazanie - wziął łyk soku pomarańczowego - I wiem, gdzie możemy się zabawić.- dodał uradowany. Dziewczyna rozmierzwiła mi ułożone włosy, a ten pocałował ją w policzek, poprawiając grzywkę.
- Awwww! - cała rodzina głośno westchnęła. Para rozejrzała się dookoła i jakby nigdy nic zaczęła jeść kolację. Tematy przy stole były przednie.  Wszyscy się śmiali, później poważnieli, a potem znów pękali ze śmiechu. Gdy wybiła godzina dziewiąta trzydzieści Emma znacząco spojrzała się na Rossa. Chłopak głośno westchnął i wstał, ale dziewczyna chwyciła za rękaw jego ciemnej koszuli.
- Wszystko jest u nas w pokoju. Dasz sobie sam radę? - spytała bardzo cicho, ledwo wymawiając słowa. Siedemnastolatek kiwnął twierdząco głową i szepnął "Zagadaj ich", po czym wyszedł z jadalni. Dziewczyna spojrzała się na dzieci i wyobraziła sobie ich reakcję, a potem przypomniała swoją euforię, gdy brodaty, ubrany na czerwono facet przychodził z wielką poszewką pełną prezentów. W jej głowie również siedziało niezbyt miłe wspomnienie, a mianowicie jak była mała tak się zestresowała powiedzeniem wierszyka, że zwymiotowała Mikołajowi na kolana. Blondynka cicho się zaśmiała, pomimo że wtedy wcale jej to nie śmieszyło. 
- Beauty, a ty co chciałabyś dostać od Świętego Mikołaja? - spytała nagle Rydel. Dziewczynka cicho się zaśmiała i gdy otworzyła usta, by coś powiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy spojrzeli się na siebie zdziwieni, bo jeszcze nigdy nie mieli niezapowiedzianego gościa na kolacji wigilijnej. Dziadek Lynch wstał i poszedł otworzyć. Po chwili było słychać dzwonki i jak ktoś stuka czymś o podłogę. Starszy mężczyzna wrócił do rodziny, a za nim wszedł wysoki na metr osiemdziesiąt pięć, z wielkim brzuchem, długą brodą i okularami przeciwsłonecznymi Mikołaj. Za sobą ciągnął ogromny czerwony worek, którym była poszewka od kołdry, ale o tym wiedzieli tylko "gość" i siedemnastolatka. Emma poderwała się z krzesła i przygasiła światła, przez co powstał niezwykły, świąteczny klimat. Dzieci nie ukrywały swojego zdziwienia, szczególnie te młodsze dzieci. Dziewczyna przysunęła swoje krzesło Mikołajowi, który usiadł na nim, pozorując wielkie zmęczenie.
- Hohoho, doszły do mnie słuchy, że w tym domu jest najwięcej grzecznych dzieci i to tutaj mam w tym roku osobiście rozdać prezenty... - zaczął Mikołaj bardzo niskim głosem - Ale podkreślam, że tylko dzieci.
- A co Mikołaj ma na myśli mówiąc dzieci? - spytała Rydel, która siedziała na kolanach Ellingtonowi. Brodaty podparł się o swoją laskę, którą cały czas trzymał w ręce.
- Mam na myśli dzieci do lat dwudziestu dwóch. - rzekł poważnym tonem, a rodzeństwo Lynch głośno się zaśmiało. - To co, zaczynamy.
- Ale nie ma wszystkich. Ross gdzieś poszedł! - krzyknął Gator, zrywając się z miejsca. Emma musiała zadziałać.
- Ross poszedł po... - nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała pomysłu na żadne sensowne wytłumaczenie, dlaczego nie ma jej chłopaka. Brodaty opuścił trochę okulary, które miał na nosie i spojrzał na dziewczynę.
-  Pojechał do apteki po tabletki przeciwbólowe dla mnie. - odpowiedział po chwili Riker, widząc zawahanie Emmy. Dziewczyna obróciła się do blondyna, który stał za nią. - Raczej domyślam się, kto skrywa się za tą sztuczną brodą. - szepnął do niej i szeroko się uśmiechnął. Siedemnastolatka odetchnęła z ulgą.
- To ktoś w jego imieniu najwyżej odbierze prezent. - odparł Mikołaj - Jest tutaj może ktoś, kto chce pomóc mi wypakowywać prezenty z mojego wielkiego wora?
- Ja mogę! - odrzekła głośniej Emma i podeszła do ogromnego, czerwonego materiału. Rozwiązała kokardę i sięgnęła po pierwszą paczkę, po czym podała ją brodatemu.
- Stormie i Mark! - krzyknął, a małżeństwo podniosło się z krzeseł. - Bliżej, bliżej. - rozkazał i machnął ręką, widząc niepewność dorosłych.
- Dziękujemy Miko... - kobieta sięgnęła po prezent, ale brodaty wycofał rękę.
- E-e... Byliście grzeczni?
- Tak. - odpowiedzieli równocześnie. Rodzina się zaśmiała.
- A może mi powiecie jakiś wierszyk, co? - spytał i założył nogę na nogę. Przyglądał się im z zaciekawieniem. Mark podrapał się po głowie i odwrócił do krewnych. 
- Może być kolęda? - jęknęła Stormie, a Mark jej przytaknął. Mikołaj zgodził się. - Pomożecie nam? - zwróciła się do rodziny. Rydel nagle wstała i podeszła do keyboarda, który stał zaraz przy choince i włączyła go. Zaczęła grać pierwsze akordy "Silent Night". Wszyscy zaczęli śpiewać:

Silent night, holy night
All is calm, all is bright
Round yon Virgin Mother and Child
Holy infant so tender and mild
Sleep in heavenly peace
Sleep in heavenly peace

Silent night, holy night
Son of God, love's pure light
Radiant beams from Thy holy face
With the down of redeeming grace
Jesus, Lord, at Thy Birth
Jesus, Lord, at Thy Birth...

- Pięknie! - krzyknął brodaty i wręczył małżeństwu wielką paczkę. Emma podała mu kolejną. - Riker i Magda... Gdzie jest Riker? O tu jest! - para podeszła do Mikołaja, a on spojrzał się na nich z rozbawieniem. - Siadaj chłopczyku Świętemu na kolanka i powiedz, czy byłeś grzeczny.
- Ja Mikołaju byłem bardzo grzeczny. - posłał mu szeroki uśmiech. 
- A to twoja dziewczyna? - spytał. Blondyn kiwnął głową i starał się nie wybuchnąć śmiechem. Wiedział, że siedzi na kolanach u swojego młodszego brata. Mikołaj wyciągnął ku niej dłoń, a Magda nieśmiało podała mu swoją, pomimo że tak samo, jak jej narzeczony, wiedziała kto jest Świętym Mikołajem. - I co, jest grzeczny?
- Bardzo... - zaśmiała się cicho.
- Nie wątpię w to, że ty jesteś posłuszna - zaśmiał się - No skoro twierdzicie, że oboje jesteście grzeczni, nie pozostaje mi nic innego, jak wręczyć wam prezent. Nie musicie mi tu śpiewać, bo piosenek twojego wykonania nasłuchałem się już trochę. - zwrócił się do Rikera - Śnieżynki zawsze puszczają nagrania z koncertów waszego zespołu, gdy sprzątają moją chatę na Biegunie Północnym. - westchnął, a rozbawiony dwudziestodwuletni chłopak wstał z jego kolan. Blondynka podała Świętemu kolejną paczkę. 
- Dla Beauty. - szepnęła mu na ucho, a on specjalnie musnął ją nosem. - Przestań. - spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Dla Beauty! - krzyknął Mikołaj i po chwili na jego kolanach siedziała drobniutka blondyneczka. - Byłaś grzeczna? - kiwnęła twierdząco głową - A powiesz mi jakiś wierszyk? - widząc niepewną minę dziewczynki darował sobie namawianie jej. - A co byś chciała dostać od Mikołaja? 
- Chciałabym jednorożca... - szepnęła nieśmiało. Brodaty się uśmiechnął i poprawił swoje ciemne okulary.
- Wiesz, ciężko mi było sprowadzić różowego konia z pięknym rogiem ze stajni na Biegunie Północnym, bo stawiał opór i po prostu nie chciał stamtąd wyjść. Mam nadzieję, że chociaż ten jednorożec ci się spodoba. - podał jej pudełko owinięte różowym papierem w misie.
- Rydel i Ellington. - rzekła Emma, podając kolejne wielkie pudło. Blondynka i brunet podeszli do Mikołaja.
- No to ja poproszę kolędę, wierszyk, piosenkę... co tam sobie chcecie. - powiedział poważnie i wyprostował się na krześle. 
- Kojarzy Mikołaj taki utwór jak "Seven Nation Army"? - spytał Ellington. Wszyscy się głośno zaśmiali. - No co? - zdziwił się dwudziestolatek.
- Znam, znam, ale z chęcią posłucham waszego wykonania. - uśmiechnął się. Brunet podłączył swój telefon do głośników i włączył podkład. Rydel cały czas się głośno śmiała. Wyglądała jakby miała się za chwilę udusić. Chłopak zaczął śpiewać, a Riker i Rocky rytmicznie uderzali dłońmi o kant stołu.

I'm gonna fight 'em off

A seven nation army couldn't hold me back
They're gonna rip it off
Taking their time right behind my back

And I'm talking to myself at night
Coz' I can't forget
Back and forth through my mind
Behind a cigarette
And the message coming from my eyes
Says leave it alone

Rydel objęła chłopaka za szyję i przyłączyła się do śpiewania: 

Don't want to hear about it
Every single one's got a story to tell
Everyone knows about it
From the Queen of England to the hounds of hell

And if I catch it coming back my way
I'm gonna serve it to you
And that ain't what you want to hear
But that's what I'll do
And the feeling coming from my bones
Says find a home

Dziewczyna przybliżyła się do bruneta i delikatnie musnęła go w usta. Chłopak uśmiechnął się szeroko i mocno ją do siebie przytulił, szepcząc "Kocham cię, skarbie". Blondynka wplotła palce w brązowe włosy dwudziestolatka i znów złożyła na jego ustach szczery pocałunek. W jadalni rozległy się brawa i wiwaty.
- Rydellington! Rydellington! Rydellington! - krzyczał Rocky, który wręcz uwielbiał związek swojej starszej siostry. Para spojrzała się na pełnego euforii dziewiętnastolatka i cicho się zaśmiała.
- To się nazywa widowisko. - klasnął w dłonie Mikołaj - Kolejny prezent mam dla Rossa i Emmy! - przeczytawszy karteczkę, spojrzał na stojącą obok niego blondynkę. - Siadaj, dziecko na kolana Mikołajowi...
- Dziękuję postoję. - wycofała się, jednakże brodaty był nieugięty. Chyba dlatego, że był to niewyżyty seksualnie Ross, a nie dziadek z Bieguna Północnego. Chwycił dziewczynę w pasie, a ona wylądowała mu na kolanach. - Ughr... - mruknęła zła.
- Byłaś grzeczna? - spytał, a jego lewa ręka objęła dziewczynę w talii. 
- Tak byłam. - uśmiechnęła się - Mam coś zaśpiewać?
- Nie, ale odpowiedz mi na pytanie, czy Ross jest grzeczny.
- On? Dobry żart, Mikołaju. On jest takim łobuzem jakich mało...
- Podobno takich lubisz. - mruknął jej na ucho. Emma przygryzła wargę, a reszta rodziny uważnie przyglądała się całemu dialogowi. 
- Ja takich nie lubię - rzekła i odrzuciła włosy ze swojego ramienia. Mikołaj wyprostował się, jakby ktoś wbił mu igłę w plecy i spojrzał zdziwionym spojrzeniem na Emmę. Wiedział, że ona robi to specjalnie, że chce go sprowokować. 
- Nie uda ci się to. - szepnął i podał jej paczkę. Dziewczyna wstała i podawała mu kolejne paczki, co trwało z godzinę. Wszyscy otrzymali po dwa prezenty. Gdy worek był już pusty, Święty Mikołaj wyszedł dzwoniąc dzwonkiem. Emma szła za nim. Nagle została przyszpilona przez Świętego do ściany. Ściągnął on okulary, brodę, czapkę i wpił się w usta siedemnastolatki, łapiąc ją rękoma w biodrach.
- I co, dobrze się spisałem? - spytał, będąc tuż przy jej wargach. Dziewczyna kiwnęła głową i jedną ręką przyciągnęła blondyna bliżej siebie, obejmując go za szyję. Znów zaczęli się całować.
- Muszę do nich wracać, bo zaraz zaczną coś podejrzewać. - uśmiechnęła się i musnęła nosem brodę blondyna. - Idź się przebierz i nie zapomnij wziąć tabletek przeciwbólowych.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Bo przecież Riker wysłał ciebie do apteki po te tabletki. - zaśmiała się i zostawiła siedemnastolatka na korytarzu. Chłopak pobiegł szybko do pokoju i ściągnął z siebie grube, czerwono białe wdzianko Świętego Mikołaja. Wracając do jadalni, wyjął z apteczki nieotwarte pudełko Paracetamolu i udając zdyszanego przyszedł do rodziny.
- Hej, coś mnie ominęło? - spytał, siadając na krześle. - Riker, mam te tabletki! - posłał bratu rozbawione spojrzenie i podał mu pudełko.
- Dzięki. - zaśmiał się starszy i wrócił do rozpakowywania swojej paczki.
- Co dostałaś? - Ross przeniósł rękę na oparcie krzesła Emmy i nachylił się do niej. Blondynka wyciągnęła z jednego pudełka dwie książki, naszyjnik i kilka kosmetyków, a z drugiego różową sukienkę. Spojrzała się na Rydel, która puściła jej oczko. 
- A ty co dostałeś? - blondyn głośno westchnął i zaczął rozcinać papier.
- Wiesz, w ogóle jestem zdziwiony, że dostałem cokolwiek. Już dawno nie miałem prezentów od Mikołaja... - kąciki jego ust uniosły się nieco wyżej. Otworzył paczkę i wyciągnął z niej różowe skarpetki, bo jakżeby inaczej oraz czapkę beanie w tym samym kolorze. - Ojej, dziękuję. 
- Zobacz co masz w drugim kartoniku. - Emma oczekiwała jego reakcji. Gdy wyjął z kartonika mniejsze, prostokątne pudełko była jeszcze bardziej podekscytowana. 
- Zegarek?! Emma, nie musiałaś. - szepnął jej na ucho, a dziewczyna pocałowała go w policzek. 
- Ja też mam zegarek i to jeszcze z firmy Rolex! - krzyknął Rocky i zaprezentował wszystkim swój nowy przedmiot, który był zapięty na jego nadgarstku. - Dziękuję Mikołaju! - wydarł się ponownie.
- I tak cię nie usłyszy! - krzyknął tak samo głośno Ellington. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Dobra Gordy. Kolacja zjedzona, prezenty rozdane. Wiesz, co to oznacza? - na twarzach obojgu pojawił się tajemniczy uśmieszek. Podnieśli się z miejsca i jednym ruchem zerwali z siebie ubrania, pod którymi były piżamy w renifery, misie i Mikołaje.
- Wyście je mieli ubrane przez cały czas?! - krzyknęła Rydel i nie ukrywała swojego wielkiego zdziwienia.
- Tak! - krzyknęli entuzjastycznie - Otwierać wyjście na patio! - krzyknął Rocky, a Gordy stanął koło niego, przygotowując się do biegu.
- Czekajcie, zdjęcie zrobię! - Riker zerwał się z krzesła i cyknął fotkę dwóm odważniakom, którzy co roku biegają po podwórku w piżamach, jak debile. Taka dziwaczna tradycja.
- Do biegu... Gotowi... Start! - krzyknął Ryland i poszli. Magda spojrzała się z politowaniem na Rikera, który ledwo wyrabiał ze śmiechu. Rozejrzała się po stole i pozbierała swoje prezenty, po czym wstała, podziękowała za kolację i ruszyła do pokoju na piętro. Była dziwnie zmęczona. Wrzuciła podarunki do walizki i padła brzuchem na łóżko. Po chwili do pokoju wszedł Riker.
- Dlaczego przyszedłeś? Noc jeszcze młoda. - uśmiechnęła się dziewczyna, siadając na łóżku i opierając się plecami o ścianę. 
- Poszłaś sobie, a ja nie chciałem, żebyś siedziała tutaj sama. - położył się obok niej. 
- Jakie to urocze - pocałowała go w czubek nosa - Emma z Rossem fajnie to wymyślili, prawda?
- Prawda, prawda. - westchnął i przymknął powieki. Również był zmęczony. Gdyby nie patrzeć, to dochodziła już północ. Zza okna dobiegały okrzyki Rocky'iego i Gordy'iego, którzy biegali po podwórku. Nagle blondyn poczuł, jak Magda rozpina mu guziki od koszuli i dotyka jego brzucha, którego mięśnie spinały się. Dziewczyna przysunęła się bliżej chłopaka i składała mu na ustach namiętne pocałunki. Objął ją w pasie i posadził na sobie, po czym sięgnął palcami do tylnego zamka od szaroniebieskiej sukienki, którą miała na sobie. Gdy udało mu się ją rozpiąć, przewrócił dziewczynę tak, że leżała pod nim. Pociągnął za koniec materiału i szybko ściągnął go z brunetki. Ku jego zdziwieniu dziewczyna nie miała na sobie biustonosza. Zacisnął mocno swoje usta w cienką kreskę.
- Kocham cię. - powiedział i delikatnie ją pocałował.
- Ja ciebie też. - uśmiechnęła się, po czym chłopak ułożył się koło niej i zaplatał kosmyki jej włosów na palcach. - Dobra, trzeba iść się umyć. - westchnęła i podniosła się do pozycji siedzącej. Riker uniósł się na łokciu, ale nie wykonywał więcej żadnego ruchu.
- Idę z tobą. - rzekł po chwili gapienia się w sufit. Wstał i sięgnął do walizki po swoje szpargały do łazienki. - Przydałoby się jutro ogolić. - zaśmiał się, przeglądnąwszy się w małym lusterku na komodzie.
- Tak, przydałoby się. - odparła Magda i przejechała dłonią po podbródku blondyna. Spojrzała mu w oczy i przygryzła wargę. Chłopak pokręcił głową na boki i po niecałej minucie oboje wyszli z pokoju.


O Dżizas! HAHA
To się nazywa rozdział, co? Mega długi, podzielony na 3 części... I jeszcze taki mega świąteczny! <3 Mi się podobał Ross jako Mikołaj. Śmiesznie było :D 
Co do następnego rozdzialiku... hmm... pewnie będzie dopiero pod koniec przyszłego tygodnia, bo mam sporo sprawdzianów i czeka mnie sporo nauki... 
Na szczęście nie idę na Wigilię klasową 19 grudnia i postaram się cały piątek poświęcić na pisanie rozdziału 63. Pewnie się zastanawiacie, czemu nie idę? A po cholerę! Mam siedzieć dwie godziny w klasie i wpychać w siebie ciasta, ciasteczka i cukierki? A nie, sorry... w tym roku moja zaczepista wychowawczyni wymyśliła sobie, że zorganizujemy sobie dania z różnych kultur... tylko mam takie pytanie, kto za to zapłaci? A jak wygląda wasza Wigilia klasowa, albo jak wyglądała? Na pewno była lepsza od mojej :D
Jak widzicie zmieniłam wygląd bloga! Sama zrobiłam szablon! 
Oł jea!
Odpaliłam sobie filmiki na yt z instrukcją pracy z arkuszem CSS i tak oto mam pinkny szablonik. Szczerze? To jest naprawdę łatwe, ale strasznie czasochłonne XD 
To chyba wszystko ode mnie... Tsa, wszyscy w domu śpią, a ja siedzę przy kompię, a co tam :D Czego się nie robi dla moich Ptysiów? <3
Błędy poprawię jutro rano, bo teraz już naprawdę nie mam siły...
Do następnego ;**
~Julia